Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 3
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Tadeusz Gajcy

Ïðî÷èòàíèé : 164


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Czas

Kiedy  po  włosach  kręte  płomyki  wiją  się  pośpieszne  
i  iskra  wzrok  wypala,  czoło  w  sieć  zamienia,  
twe  ręce  przeorane  ogromnym  powietrzem  
kulistym  bardzo  –  drżą.  
Za  oknem  jak  krawędzią  dwu  odmiennych  światów  
jest  ciemna  pogoń  planet,  milczenie  kamienia  
i  niebo  dymiąc  głucho  płynie  cieniem  statku,  
pod  którym  wieją  skrzydła  żegnających  rąk.  

A  światy  są  ogniste  i  oczom  dostępne.  
Nie  chwila  staje  w  ogniu,  lecz  horyzont  ziemski:  
na  morzach  drobnych  fala  ociera  się  z  lękiem  
o  brzegi  nagich  piasków,  na  których  jak  kreski  
powstają  ciężkie  dymy  i  błysk  się  wyzwala.  
Tam  domy  drżą  dziecinne  w  ogrodach  zniszczenia  
i  pocisk  szlak  wyznacza,  a  za  nim  jak  palma  
upada  gałąź  ognia  na  miasto  z  kamienia.  

Ten  obszar  pełen  głosów  to  ojczyzna  ludzka  
i  nad  nią  jest  granica  z  księżyca  i  chmur.  
Rozwarte  chodzą  gwiazdy,  powietrze  jak  z  piór  
pod  niebem  danym  ustom  jak  niebieskie  płuca  
granice,  co  z  obłoków  dokładnie  wypełnia  
i  kraj  zaludnia  chłodny  farbami  marzenia.  
I  chociaż  bije  ziemia  skalista  i  srebrna  
pod  tobą  jest  ojczyzna  z  drżącego  płomienia.  

Bo  wieją  długie  trawy  i  przy  każdej  drodze  
stanęło  lekkie  drzewo  za  kamieniem  białym  
i  widzisz  prędki  pyszczek  myszy  w  polnej  norce,  
i  księżyce  stalowe  twarde  zboża  kładą;  
więc  jeszcze:  tutaj  anioł  oczyścił  sandały  
i  miecz  na  wadze  złożył,  i  dotknął  cię  światłem,  
że  jesteś  pełen  blasku,  w  ciało  ledwie  wierzysz  
i  z  trwogą  słuchasz  dźwięków  okrutnych,  mosiężnych.  

I  do  kwiatu  powiadasz  w  pieszczotliwej  mowie:  
mój  bracie.  Wciąż  ojczyzna  wspomnieniem  porasta  
i  wracasz  znów  nad  rzekę,  gdzie  jak  mały  chłopiec  
do  ręki  piasek  bierzesz  i  w  zwierciadło  miasta  
na  fali  niespokojnej  jak  w  szybę  się  patrzysz.  
Lecz  nie  widzisz  tam  wiele:  kilka  ogni  stoi  
milczących  pośród  domów,  a  na  wodzie  płaskich  
i  łuna  trąca  falę,  rzeźbi  w  drzewne  słoje.  

I  idziesz  coraz  głębiej,  i  wciąż  cię  zachwyca  
twa  własność  niepodzielna,  zaprzedana  stopom  
i  nie  wiesz,  jak  w  tej  chwili  nad  ziemią  ci  obcą  
krzyknęły  usta  armat,  człowiek  dłoń  położył,  
a  inny  człowiek  upadł;  pod  światłem  księżyca  
zalśniły  w  drzewach  bronie,  zahuczały  wozy,  
nad  miastem  ogień  zawisł  jak  kometa  długa  
i  niebem  rzucał  gęstym  na  gwałtownych  łukach.  

I  trwoży  cię  dźwięk  ostry  i  tulisz  powietrze  
w  powiekach,  aby  obraz  zatrzymać  na  zawsze,  
gdy  szedłeś  obok  matki  tym  znajomym  miastem  
i  pięści  małe  niosłeś  już  wtedy  bezbronne,  
i  lękasz  się,  gdy  mówią,  że  gorzka  jest  przestrzeń,  
po  której  dzisiaj  stąpasz,  a  myślisz  wciąż:  promień.  

I  jeszcze  nie  dostrzegasz,  kiedy  brzegiem  krążysz,  
jak  trudna  jest  ta  ziemia  wysoka  do  łokci  
smugami  ciężkich  kłosów  wezbranych  jak  nurt.  
Po  czole  spada  światło  słoneczne  i  w  pocie  
wypręża  zgrzebny  człowiek  swe  mięśnie  jak  orzech  
nakryty  posągami  falujących  chmur.  

Więc  trwożysz  się  daremnie,  powracasz  nieustannie  
przez  głos  krzywdzonych  rzeczy  i  przez  człowieka  krzyk  
do  miejsca  wiecznej  ciszy,  co  w  tobie  ma  posłanie  
i  nigdzie  więcej  nie  ma.  Uderza  w  twardy  brzeg  
raniona  w  piersi  woda  odbiciem  twojej  ziemi,  
o  której  myślisz:  promień,  nie  krew  i  głaz,  i  pot  -  
znów  słuchasz:  skrzypi  fala  i  ciągnie  nad  ciemnymi  
drzewami  długim  sznurem  gwiaździsty  zwarty  lot.    



Íîâ³ òâîðè