Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 4
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Leopold Staff

Ïðî÷èòàíèé : 251


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Miłość


W  płaszczach  królewskich,  lśniących  dumną  pychą
W  błękitnych  szatach  tęsknoty,
W  koronie  ogni,
Płonących  żarem  wiecznego  pragnienia,
Niech  dusze  nasze  ku  sobie  się  zbliżą!
Niechaj  wszystkie  bogactwa,  klejnoty  krysztalne
W  płomieniach  łamiące  się  tęczach,
Z  niewyczerpanych  tajemnych  swych  skarbnic
Rzucą  sobie  do  stóp!

Kochanko  moja!
Utońmy  w  dusz  naszych  bezdennych  głębinach!
W  pożarze  naszej  miłości
W  jedno  się  stopmy  istnienie,
Jako  dwa  kruszce  w  jednym  płomieniu!
I  niech  nam  cisza  dźwięcząca  dzwoni
Hymn  wniebowzięcia
Na  święto  naszej  miłości
Na  zmartwychwstanie  szczęścia  naszego!

Niech  zmilkną  wszystkie  inne  pieśni  weselne,
Radości  hejnały!
Bo  oto  chwili  naszej  miłości
Przytomny  jest  Bóg  naszych  dusz
I  ponad  głowy  naszymi
Niewidzialne  ręce  swe  wznosi...
Czuwajmy!

Bo  oto  w  chwili  upojeń
Wręczy  nam  złote  klucze
Do  przepastnych,  tajnych  bezdni  naszych  dusz!

Niegdyś  w  spalonej  pochowałem  ziemi
Trupa  młodzieńczej  mej  wiary;
Grób  przysypałem  zeschłymi  liśćmi
Zwiędłej  nadziei.
I  oto  teraz  mocą  twej  duszy
Wstał  trup  z  umarłych,  kwitnący  i  młody,
I  dziwną  siłę,  i  dziwne  jaśnienie
Ujrzałem  w  jego  źrenicach.
...  O,  dziwy  kryje  świątnica  twojej  miłości!

Jak  dziwne,  bezbrzeżne  otwarły  się  dale
Na  zaklęcie  twych  spojrzeń  głębokich  jak  morze!
Bezbrzeża  przedziwne  -  jak  sen,
Bezbrzeża  tajemne  -  jak  noc
I  niezbadane  –  jak  śmierć...
Jaka  jasność  słoneczna
Dla  naszych  stała  się  źrenic!
Ujrzały  oczy  nasze
Rzeczy  wielkie,  dziwne,  bez  nazwiska,
Rzeczy,  do  których  niemowlę  uśmiecha  się  we  śnie,
Przeczy,  które  wieczorną  przeczuwaliśmy  tylko  godziną,
Gdy  tęsknoty  do  naszych  zapartych  wrót  kołatały.
Odsłoniły  nam  lica  postaci  dziwne,  tajemne,
Które  na  drogach  naszych  codziennych
Z  zakrytą  jawią  się  twarzą.
Już  sercom  naszym  niepokój  nieznany,
Niczemu  nie  dziwią  się  myśli.
...  O,  dziwy  kryje  swiątnica  twojej  miłości!

Pragnę  miłości  twej  i  kocham  miłość  twoją,
Jak  kocham  wszystko,  co  idzie  z  oddali;
Jak  kocham  ciemny,  bezbrzeżny  ocean,
Bo  w  rozbudzonej  mocy  i  spienionej  dumie
Wyrzuca  z  toni  swych  perły,
Których  żadne  jeszcze  nie  widziało  słońce;
Jak  kocham  drzew  rozkołysanych  szumy,
Płynące  z  mrocznej  gęstwy  głuchej  puszczy  leśnej,
Bo  niosą  wieści  co  się  rodzą  w  ciszy,
Wieści  nikomu  nie  opowiadane;
Jak  kocham  letnią  rozsrebrzoną  noc,
Bo  przestwór  tłumem  dziatwy  swej  bladej  zaludnia,
Tłumem  marzeń  milczących,
Co  o  północnej  budzą  się  godzinie
I  przecierają  oczy  zdziwione...
A  mają  takie  ciemne  głębokie  spojrzenia...

Pragnę  i  kocham  ciebie  choć  nie  wiem  dlaczego.
Jak  nie  wiem,
Czemu  mię  otchłań  bytu  z  siebie  wyrzuciła;
Jak  nie  wiem,
Czemu  słońca  w  rozszalałym  pędzie
Bezmierne,  lśniące  obiegają  kręgi;
Jak  nie  wiem,
Czemu  nie  jestem  stwórca,  tylko  stworem;
Jak  nie  wiem
Czemu  nie  jestem  Bogiem,  co  jest  wszystkim.

Lecz  wiem,  że  przyjście  twoje  koniecznością  było,
Jak  koniecznością  mórz  przypływ  i  odpływ;
Jak  koniecznością  słońc  wir  rozhukany,
Niepowstrzymane  godzin  następstwo
I  jak  śmierć.


Íîâ³ òâîðè