Ïðî÷èòàíèé : 158
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Człowiek nie umiera
Śniło mi się, żem umarł. Jeszcze brzmiały kroki
Krzątającej się w domu gospodymi Walerci,
Potem wszystko ucichło, sen stał się głęboki
I wreszcie zobaczyłem, jak to jest po śmierci.
Żona mnie ułożyła w niewygodnej trumnie
I ugniotła starannie, żebym się nie wiercił,
A potem przyjaciele zjawili się tłumnie,
Bo przyjaciół dopiero miewa się po śmieci.
Staś Dygat, roztargniony, ogolił się, ostrzygł
I przyszedł w przekonaniu, że to imieniny,
Minkiewiecz spytał żony: "Co robi nieboszczyk?..."
I dziwił się, że nos mam jak od wódki siny.
Z Ministerstwa Kultury i Sztuki referent
Przyleciał, by wziąć dane do wzmianki prasowej,
Wciąż mylił się i mówił zamiast Brzechwa - Berent
I książkę Sokorskiego włożył mi pod głowę.
Zjawiły się w gazetach nekrologi krótkie,
Bo ludzie, gdy kto umrze - są do pochwał skorzy.
Nawet Szancer powiedział przy kawie ze smutkiem:
"Szkoda go, choć ostatnio pisał coraz gorzej."
Adam Ważyk w "Twórczości" (widziałem to we śnie)
Z właściwym sobie znawstwem napisał: "Niestety
Nagła śmierć, jak średniówka, przecięła przedwcześnie
Ośmiozgłoskowy trochej zmarłego poety."
Putrament na zebraniu omówił pokrótce
Sprawie walki o pokój poświęcone cykle,
ŤSzpilkiť wydały numer w żałobnej obwódce,
Lecz przez to się nie stały smutniejsze niż zwykle.
Bratny w "Nowej Kulturze" kropnął wiersz liryczny,
Z którego zrozumiałem jedynie początek,
Wrescie ŤExpressť ogłosił konkurs błyskawiczny
Na temat: "Czyj to pogrzeb odbędzie się w piątek?"
W "Tygodniku Powszechnym" w felietonie świeżym
Kisiel wykazał ściśle, czym zmarły nie grzeszył.
Radio-Londyn podało, że mnie zgładził reżym -
Audycja miała tytuł: "Mała rzecz, a cieszy".
Zwłoki me wystawiono w Związku Literatów.
Pióro wieczne sterczało w dłoni jak buława,
Na pierci miałem order, stały pęki kwiatów
I rosły mi po śmierci paznokcie i sława.
W kondukcie pogrzebowym kroczyli przejęci
Brydżyści (bom przegrywał). Inni szli weseli.
Trumnę nieśli krytycy oraz recenzenci
I milczeli. Gdy żyłem - tak samo milczeli.
Wśród stosu wieńców jeden, przybrany we wstążki,
Ucieszył mnie w tym miejscy wiecznego spoczynku:
Przyniosły mi go dzieci, które moje książki
Czytały, zanim jeszcze zbrakło ich na rynku.
Kruczkowski palnął mowę odczutą głęboko,
Chwaląc - choć ich nie czytał - zbiorki moich wierszy,
Paweł Hetrz - w kapeluszu - przyglądał się zwłokom:
On nigdy kapelusza nie uchyla pierwszy.
I nawet w Sekcji Twórczej, złożonej z autorek
Pisujących dla dzieci, powzięto uchwałę,
By wygłosić referat w nadchodzący wtorek
O tym, czego przez siedem lat nie napisałem.
Pomnik mój stanął w Związku pośrodku dziedzińca,
A poczta, by mnie uczcić, wypiściła znaczki,
Na których widniał portret Hilarego Minca
Trzymającego w dłoni tom "Kaczki-dziwaczki".
Niestety, kiedy szczęście było już bez granic,
Ze snu wyrwał mnie nagle ostry głos Walerci.
Więc nie umarłem? Szkoda! Wszystko na nic!
A takie piękne życie mogłem mieć po śmierci.
|
|