Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 6
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Ignacy Krasicki

Ïðî÷èòàíèé : 184


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Pijaństwo

"Skąd  idziesz?"  "Ledwo  chodzę".  "Słabyś?"  "I  jak  jeszcze.
Wszak  wiesz,  że  się  ja  nigdy  zbytecznie  nie  pieszczę,
Ale  mi  zbyt  dokucza  ból  głowy  okrutny".
"Pewnieś  wczoraj  był  wesół,  dlategoś  dziś  smutny.
Przejdzie  ból,  powiedzże  mi,  proszę,  jak  to  było?
Po  smacznym,  mówią,  kąsku  i  wodę  pić  miło".
"Oj,  niemiło,  mój  bracie!  bogdaj  z  tym  przysłowiem
Przepadł,  co  go  wymyślił;  jak  było,  opowiem.
Upiłem  się  onegdaj  dla  imienin  żony;
Nie  żal  mi  tego  było.  Dzień  ten  obchodzony
Musiał  być  uroczyście.  Dobrego  sąsiada
Nieźle  czasem  podpoić;  jejmość  była  rada,
Wina  mieliśmy  dosyć,  a  że  dobre  było,
Cieszyliśmy  się  pięknie  i  nieźle  się  piło.
Trwała  uczta  do  świtu.  W  południe  się  budzę,
Cięży  głowa  jak  ołów,  krztuszę  się  i  nudzę;
Jejmość  radzi  herbatę,  lecz  to  trunek  mdlący.
Jakoś  koło  apteczki  przeszedłem  niechcący,
Hanyżek  mnie  zaleciał,  trochę  nie  zawadzi.
Napiłem  się  więc  trochę,  aczej  to  poradzi:
Nudno  przecie.  Ja  znowu,  już  mi  raźniej  było,
Wtem  dwóch  z  uczty  wczorajszej  kompanów  przybyło.
Jakże  nie  poczęstować,  gdy  kto  w  dom  przychodzi?
Jak  częstować,  a  nie  pić?  i  to  się  nie  godzi;
Więc  ja  znowu  do  wódki,  wypiłem  niechcący:
Omne  trinum  perfectum,  bo  trunek  gorący
Dobry  jest  na  żołądek.  Jakoż  w  punkcie  zdrowy,
Ustały  i  nudności,  ustał  i  ból  głowy.
Zdrów  i  wesół  wychodzę  z  moimi  kompany,
Wtem  obiad  zastaliśmy  już  przygotowany.
Siadamy.  Chwali  trzeźwość  pan  Jędrzej,  my  za  nim,
Bogdaj  to  wstrzemięźliwość,  pijatykę  ganim,
A  tymczasem  butelka  nietykana  stoi.
Pan  Wojciech,  co  się  bardzo  niestrawności  boi,
Po  szynce,  cośmy  jedli,  trochę  wina  radzi:
Kieliszek  jeden,  drugi  zdrowiu  nie  zawadzi,
A  zwłaszcza  kiedy  wino  wytrawione,  czyste:
Przystajem  na  takowe  prawdy  oczywiste.
Idą  zatem  dyskursa  tonem  statystycznym
O  miłości  ojczyzny,  o  dobru  publicznym,
O  wspaniałych  projektach,  mężnym  animuszu;
Kopiem  góry  dla  srebra  i  złota  w  Olkuszu,
Odbieramy  Inflanty  i  państwa  multańskie5,
Liczemy  owe  sumy  neapolitańskie,
Reformujemy  państwo,  wojny  nowe  zwodzim,
Tych  bijem  wstępnym  bojem,  z  tamtymi  się  godzim,
A  butelka  nieznacznie  jakoś  się  wysusza.
Przyszła  druga;  a  gdy  nas  żarliwość  porusza,
Pełni  pociech,  że  wszyscy  przeciwnicy  legli,
Trzeciej,  czwartej  i  piątej  aniśmy  postrzegli.
Poszła  szósta  i  siódma,  za  nimi  dziesiąta,
Naówczas,  gdy  nas  miłość  ojczyzny  zaprząta,
Pan  Jędrzej,  przypomniawszy  żórawińskie  klęski,
Nuż  w  płacz  nad  królem  Janem:  "Król  Jan  był  zwycięski!  "
Krzyczy  Wojciech:  "Nieprawda!"  A  pan  Jędrzej  płacze.
Ja  gdy  ich  chcę  pogodzić  i  rzeczy  tłumaczę,
Pan  Wojciech  mi  przymówił:  "Słyszysz  waść"  –  mi  rzecze
"Jak  to  waść!  Nauczę  cię  rozumu,  człowiecze".
On  do  mnie,  ja  do  niego,  rwiemy  się  zajadli,
Trzyma  Jędrzej,  na  wrzaski  służący  przypadli,
Nie  wiem,  jak  tam  skończyli  zwadę  naszą  wielką,
Ale  to  wiem  i  czuję,  żem  wziął  w  łeb  butelką.
Bogdaj  w  piekło  przepadło  obrzydłe  pijaństwo!
Cóż  w  nim?  Tylko  niezdrowie,  zwady,  grubijaństwo.
Oto  profit:  nudności  i  guzy,  i  plastry".
"Dobrze  mówisz,  podłej  to  zabawa  hałastry,
Brzydzi  się  nim  człek  prawy,  jako  rzeczą  sprosną:
Z  niego  zwady,  obmowy  nieprzystojne  rosną,
Pamięć  się  przez  nie  traci,  rozumu  użycie,
Zdrowie  się  nadweręża  i  ukraca  życie.
Patrz  na  człeka,  którego  ujęła  moc  trunku,
Człowiekiem  jest  z  pozoru,  lecz  w  zwierząt  gatunku
Godzien  się  mieścić,  kiedy  rozsądek  zaleje
I  w  kontr  naturze  postać  bydlęcą  przywdzieje.
Jeśli  niebios  zdarzenie  wino  ludziom  dało
Na  to,  aby  użyciem  swoim  orzeźwiało,
Użycie  darów  bożych  powinno  być  w  mierze.
Zawstydza  pijanice  nierozumne  zwierzę,
Potępiają  bydlęta  niewstrzymałość  naszą,
Trunkiem  według  potrzeby  gdy  pragnienie  gaszą,
Nie  biorą  nad  potrzebę;  człek,  co  nimi  gardzi,
Gorzej  od  nich  gdy  działa,  podlejszy  tym  bardziej
Mniejsza  guzy  i  plastry,  to  zapłata  zbrodni,
Większej  kary,  obelgi  takowi  są  godni,
Co  w  dzikim  zaślepieniu  występni  i  zdrożni,
Rozum,  który  człowieka  od  bydlęcia  rożni,
Śmią  za  lada  przyczyną  przytępiać  lub  tracić.
Jakiż  zysk  taką  szkodę  potrafi  zapłacić?
Jaka  korzyść  tak  wielką  utratę  nadgrodzi?
Zła  to  radość,  mój  bracie,  po  której  żal  chodzi.
Ci,  co  się  na  takowe  nie  udają  zbytki,
Patrz,  jakie  swej  trzeźwości  odnoszą  pożytki:
Zdrowie  czerstwe,  myśl  u  nich  wesoła  i  wolna,
Moc  i  raźność  niezwykła  i  do  pracy  zdolna,
Majętność  w  dobrym  stanie,  gospodarstwo  rządne,
Dostatek  na  wydatki  potrzebnie  rozsądne:
Te  są  wstrzemięźliwości  zaszczyty,  pobudki,
Te  są".  "Bądź  zdrów!"  "Gdzież  idziesz?"  "Napiję  się  wódki"


Íîâ³ òâîðè