Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 3
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Szymon Szymonowic

Ïðî÷èòàíèé : 183


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Sielanka siedemnasta

Pastuszy



Soboń,  Symich.
 
Soboń
Symichu,  co  urzędnik  wczora  mówił  z  wami?
Symich
Mówił,  że  się  pustoszą  lasy  koszarami,
I  to,  że  ich  na  przez  rok  czynić  nie  pozwoli.
Soboń
Podobno,  kto  mu  tego  dobrze  nie  przysoli.
Tak-ci  dziś,  urzędnicy  w  rzeczy  przestrzegają
Dobra  pańskiego,  a  w  miech  sobie  nabijają.
Wszystko  na  wydzieranie  (bodaj  panoszeli!),
Już  ubósztwu  i  łąki,  i  pola  odjęli.
Teraz  bronią  do  lasów.  Siła  drzewa  padnie
Na  każdy  rok,  siła  go  leda  kto  ukradnie,
Rąbią  ze  pnia,  nie  tylko  powalone  biorą,
A  przedsię  darów  bożych  nigdy  nie  przebiorą.
Las  przedsię  lasem,  a  snadż  lepiej  to  i  panu
Co  rok  po  dziesiątemu  wytykać  baranu.
Ale  się  nie  frasujmy!  Gębę  diabłu  temu
Przyjdzie  czym  zatkać,  a  paść  przedsię  po  staremu.
Wełna  się  na  to  przędą  i  czym  lżejszym  może
Odprawić,  niech  się  ten  wilk  tą  draczą  wspomoże.
Symich
Dawno  tak  baba  rzekła:  ,,Co  dalej,  to  gorzej”.
Dziś  szczyptami  odprawisz,  jutro  nasyp  sporzej.
Naciężyj  nogę  wstawić.  I  te  dziesięciny
Naprzód  nastały  barzo  z  niewielkiej  przyczyny.
Przedtym  nic  nie  dawano,  darmośmy  pasali,
Bryndzę  tylko  albo  ser  na  pocztę  naszali.
Potym  barana,  alić  tego  zawsze  chciano:
Na  koniec  dziesiątego  co  rok  wytykano.
Teraz  na  nowe,  co  się  da  urzędnikowi,
Wciągnie  się  to  w  obyczaj,  bo  skoro  się  dowi
Pan  tego,  będzie  kazał  sobie  za  swe  płacić.
I  tak  musiemy  na  tym  dwojako  utracić,
Bo  i  urzędnik  będzie  macał  swojej  dziury.
Na  ostatek  nas  będą  drzeć  tylko  nie  z  skury.
Soboń
Symichu,  nie  trzeba  brać  ostro  przed  się  rzeczy.
Poruczmy  Bogu,  On  to  niechaj  ma  na  pieczy.
On  daje  i  dla  wilka,  i  dla  człeka  złego,
On  daje  i  dla  pana.  A  więc  by  wszystkiego
Odbieżeć,  że  się  trocha  na  stronę  uroni?
Święta  to  wełna,  co  się  nią  baran  ochroni.
Bóg  nam  da;  za  wydercą  zawsze  nędza  chodzi,
Wydziera,  a  nic  nie  ma.  Bóg  wszystko  nagrodzi.
Jeszcze  też  żon  nie  mawa.  Niechaj  się  ojcowie
Naszy  frasują,  ich  to  przynależy  głowie,
A  my  co  wesołego  sobie  zaśpiewajmy,
Ale  co  wesołego,  pokój  troskom  dajmy.
Widzisz,  jako  po  zimie  wiosna  następuje?
I  to  ustąpić  musi;  co  nas  dziś  frasuje.
Zaczni  abo  ja  zacznę,  pójdziem  na  przemiany;
I  wieniec  piękniejszy  jest,  kiedy  przeplitany.
Symich
Zaczynaj  ty,  ja  z  tobą  w  równią  się  nie  liczę.
Tyś  mistrzem  na  to,  ja  się  dopiero  kęs  ćwiczę,
Wszakże  nie  wydam.  Co  kto  umie,  z  tym  się  stawi;
Przy  słowiku  i  sroka  piosnkami  się  bawi.
Soboń
Skowroneczku!  Już  śniegi  na  polach  nie  leżą,
Już  do  morza  rzekami  pienistymi  bieżą.
A  tyś  rad  i  ku  niebu  wzgórę  polatujesz,
I  garłeczkiem  krzykliwym  wdzięcznie  przepierujesz.
Bo  skoro  wiosna  role  rozległe  ogrzeje,
Skoro  łąki  kwiatkami  pięknymi  odzieje,
Wynikną  i  robaczki  z  ziemie  rozmaite;
A  ty  potrawki  będziesz  miał  z  nich  znamienite.
Symich
Jaskółeczko,  jużeś  się  na  świat  ukazała?
Jużeś  ożyła?  Jużeś  z  wody  wyleciała?
Za  tobą  dni  wesołe  i  wietrzyk  powiewa,
Za  tobą  i  słoneczko  cieplejsze  dogrzewa.
Narodzi  ono  tobie  muszek  niezliczonych,
Ty  ich  będziesz  łapała  po  polach  przestronych,
Będziesz  łapała  i  do  gniazdeczka  nosiła,
Boś  je  sobie  pod  naszą  strzechą  ulepiła.
Soboń
Słowiku,  mój  słowiku,  co  w  tym  krzu  różanym
Od  pułnocy  mię  budzisz  swoim  głosem  ranym!
I  ty  nie  z  serca  śpiewasz,  i  ciebie  coś  boli:
I  ja  śpiewam,  a  rym  mój  idzie  po  niewoli.
Symich
Garlico,  ma  garlico!  I  ciebie  coś  więzi,
Że  tu  siadasz  osobno  na  suchej  gałęzi.
Siadasz  osobno,  aż  cię  chytry  lep  ułowi:
I  mnie,  nędznicę,  pędzi  do  grobu  stan  wdowi.
Soboń
Koźlęta  mi  w  kapuście  poczyniły  szkody,
Szpacy  mi  pozjadali  na  trześniach  jagody,
Wróble  proso  wypili;  tę  mam  korzyść  z  tego,
Że  za  Fillidą  biegam,  a  nie  dojrzę  swego.
Symich
Cieliczka  mi  do  sadu  przez  płot  przeskakuje
I  kwiateczki  mi  depce,  i  szczepie  mi  psuje.
Cieliczko,  nie  przeskakuj!  I  ty  Dafnisowi
Daj  pokój,  krasna  Dyrce,  cudzemu  mężowi.
Soboń
Wypatrzyłem  grzywacze,  gdzie  gniazdo  nosiły,
I  już  dzieci,  jak  mniemam,  w  poły  dokarmiły.
Pójdę,  je  zbiorę  i  dam  komuś  na  śniadanie,
Nie  powiem  komu,  bo  mi  idzie  o  wydanie.
Symich
Ułapiłem  wiewiórkę  wczora  na  leszczynie,
Niech  każdy  wie,  że  ją  dam  nadobnej  Halinie.
Komu  co  Bóg  obiecał,  zazdrość  nie  ukradnie,
A  czego  nie  obiecał,  i  z  garści  wypadnie.
Soboń
Kiedy  po  górach  chodzisz,  nie  chodź,  Filli,  bosa,
Kiedy  po  łąkach,  zdrowa  nóżkom  rana  rosa.
W  trzewiczku  do  taneczka,  a  ja-ć  go  więc  kupie,
A  ty  mnie...  lecz  podobno  moje  chęci  głupie.
Symich
Sierszeń  w  południe  kąsa,  przed  wieczorem  mszyca,
Mucha  cały  dzień,  w  nocy  przykra  komorzyca,
U  wody  się  bój  węża,  jaszczurki  przy  krzaku,
Mnie  przy  chróście.  Co  mówisz,  szalony  prostaku?
Soboń
Zufała  Erifila  mijając  mię  wczora
Cisnęła  na  mię  jabłkiem,  skąd  mi  głowa  chora.
Tęsknica  na  mię  bije,  szum  przelata  uszy,
Spać  nie  mogę,  lice  mi  blednie,  a  mdło  duszy.
Symich
I  mnie  w  tańcu  Testylis  przydeptała  nogę,
Od  tego  czasu  wszystek  jakoby  niemogę.
Jeśli  mi  to  na  pośmiech  tylko  udziałała,
Bodaj  krzemienie  gryzła,  w  pokrzywach  sypiała.
Soboń
Kupido,  co  ogniste  rzucasz  w  serca  strzałki!
Przed  laty  nimfy  rady  słuchały  piszczałki.
Dziś  pytają,  co  kto  ma.  Snadź  i  Wenus  daje
Zwać  się  złotą.  Prze  Boga,  złe  to  obyczaje!
Symich
Faunie!  I  tyś  swych  czasów  siadał  miedzy  bogi,
I  tobie  oplatano  wonnym  kwieciem  rogi.
Pieśniami  brzmiały  gaje,  brzmiały  gęste  lasy,
Wesołe  były  wieki,  były  wdzięczne  czasy.
Soboń
Same  owce  po  górach  wolno  się  pasały,
Ani  zbójcę,  ani  się  wilków  obawały;
Dziś  się  wszyscy  za  zyskiem  bezecnym  udali,
A  Tatarzyn  kilkakroć  co  rok  sioła  pali.
Symich
Buhaju,  mój  buhaju!  Nie  tak  się  niedźwiedzi
Obawaj,  jako  gdy  nas  zdradliwi  sąsiedzi
Podsiadają.  Przedtym  nos  na  wszystek  świat  znano,
Acz  i  teraz  nad  Wołhą  przed  nami  zadrżano.
Soboń
Źle  dziś  i  bratu  wierzyć.  Pod  rękę  stryjowę,
Odjeżdżając  w  gościnę,  wszystko  me  domowe
Oddałem  gospodarstwo,  on  mię  wygnał  z  niego:
Snadź  to  się  panom  trafia  wieku  dzisiejszego.
Symich
Pasterzu,  złe  psy  chowasz!  Owce  z  pastuchami
Pokąsali.  Musi  być,  suki  się  z  wilkami
Chowały.  Ostatek  ci  pokradną  złodzieje:
Snadż  się  to  i  w  bogatych  dworach  teraz  dzieje.
Soboń
Dalekośwa  zabrnęła.  Dosyć  pastuchowi
Wiedzieć  o  owcach,  a  nie  przymawiać  dworowi.
Już  te  kozy  gałęzie  wszystko  pogłodały,
Rozganiajmy  ich,  aby  się  nie  rozchadzały.
Świeżego  im  nawalmy.  Trzeba  czułej  straży
Na  wiosnę,  bo  na  wiosnę  wilk  najwięcej  waży,
Że  się  zimie  przegłodził,  gdy  w  oborach  było
Wszystko  zamkniono;  teraz,  gdy  się  wypędziło,
Nawięcej  czyha  na  to,  kiedy  się  rozbieżą.
Zawołaj  psów,  niechaj  tu  blisko  przy  nas  leżą.



Íîâ³ òâîðè