Ïðî÷èòàíèé : 124
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Po wygnaniu
Już nie goń. Cicho. Jak miękko deszcz pada
Na dachy tego miasta. Jak wszystko jest
Doskonałe. Teraz, dla was dwojga budzących się
W królewskim łożu pod oknem mansardy.
Dla mężczyzny i kobiety. Albo dla jednej rośliny
Podzielonej na męskość i żeńskość, które tęskniły do siebie.
Tak, to mój podarunek. Nad popiołami.
Na gorzkiej, gorzkiej ziemi. Nad podziemnym
Echem wezwań i przysiąg. Abyście o poranku
Byli uważni: pochylenie głowy,
Ręka z grzebieniem, dwie twarze w lustrze
Są tylko raz, na zawsze. I niekoniecznie w pamięci.
Abyście byli uważni na to, co jest chociaż mija
I w każdej chwili wdzięczni, świętujący wszelkie istnienie.
Ten mały park, zielonawe popiersia z marmuru
W świetle perłowym, w letni drobny deszcz
Niech jak był kiedy pchnęliście furtkę zostanie.
I ulica wysokich zliszajonych bram,
Którą ta wasza miłość nagle przemieniła.
|
|