O wietrze, wietrze morski, pójdźże przyjacielu,
niech mi się na twej piersi ukołysze głowa –
zawsze w smutnej pustyni i zawsze bez celu
płynę – i tylko piękno ścigam – pustkę słowa.
Bo cóż jest tylko słowo? Gdybym sie był Grekiem
zrodził gdzieś przed wiekami i miał dłuto w ręku,
bawiłbym się stawianym w marzeniu człowiekiem,
bohaterską potęgą lub kwiatami wdzięku.
A gdybym rzucał bryły marmuru czy spiżu,
niczego bym nie szukał - mając wszystko w temże,
wielkiej twórczości świata czując się w pobliżu.
Cel byłby we mnie – piękno. Jakimż dziś obłędem
gnany tęsknię i żądam? Czemuż we mnie szemrze
wiecznie głos, co się w wichrze dźwiga z wichru pędem?