Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Maria Konopnicka

Ïðî÷èòàíèé : 201


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Anioł milczenia


Z  lutnią,  po  której  złote  struny  biega,
Klęczę  na  rąbku  szaty  Najwyższego,
I  białe  czoło  obracam  w  tę  stronę,
Kędy  wirują  globy  rozpędzone.
Przejrzystą  dłonią  wygładzam  etery,
Echem  miarkuje  rozśpiewane  sfery,
By  nie  przerywać  ciszy  majestatu...
I  -  pokój...  pokój...  pokój!  szepcę  światu.
*  *  *
Byłem,  gdy  z  myślą  Bóg  rozmawiał  własną;
Bylem,  gdy  w  służbę  wziął  jutrzenkę  jnsna.
Byłem,  gdy  z  mgławic,  co  mu  zdobią  szaty,
Strząsał  dzień  biały  i  słoneczne  światy.
W  pierwszem  zwierciedle  błękitnego  morza
Jam  się  przeglądał,  zanim  weszła  zorza,
I  zanim  z  pąków  wytrysnął  rój  kwiecia,
Ja  w  rąbku  niosłem  pokoju  stulecia.
*  *  *
Tam,  kędy  z  okiem  opuszczonem  stoję
Dogrzmieć  nie  mogą  ziemi  niepokoje;
Żywiołów  burze  ja  trzymam  w  granicy,
Rum  jeat  skinieniem  wszechmocnej  prawicy.
Kiedy  nad  zakres  do  przyszłości  biega
Harde  pytania:  "poco?  i  dlaczego?"
Ja  w  białych  palcach  wstrzymuję  zasłonę,
Którą  od  dzisiaj  jutro  oddzielone.
*  *  *
Między  Myak  gromu  a  grzmot  stopę  stawię,
I  roaą  polnym  kwiatom  błogosławię.
Na  skrzydłach  moich  wioskę  twą  kołyszę,
Smutnych  łzy  liczę  i  westchnienia  słyszę...
W  ciszy  twych  gajów,  w  poranki  majowe,
Tęsknem  dumaniem  poświęcam  twą  głowę
I  ducha  twego  prowadzę  po  niebie,
Byś  "siadł  i  zamilkł  i  wzniósł  się  nad  siebie".
*  *  *
Ja  płaszcz  królewski  rzucam  na  ramiona
Milczącej  nędzy,  co  w  ukryciu  kona,
A  dłoń  wychudłą  podnosząc  z  barłogu,
Samemu  tylko  spowiada  się  Bogu.
Ja  balsam  daję  na  palące  rany,
Ja  dźwigam  z  tobą  ból  niepodzielany,
Ja  tułaczowi  pot  ocieram  z  czoła
I  z  samotnikiem  zasiadam  u  stota.
*  *  *
Mędrca  mądrością  jestem  i  rozwagą,
Myślicielowi  daję  prawdę  nagą;
A  jako  źródło,  bijące  od  wieka,
Wzmagam,  oczyszczam,  podnoszę  człowieka.
Jam  jest  wymową  grobów  i  cmentarza,
Urokiem  nocy,  powagą  ołtarza;
Jam  jest  rapsodem  dziejowym  ruiny,
Pociskiem  wzgardy  i  rumieńcem  winy.
*  *  *
Kto  mnie  ukochat,  znalazł  skarb  pogody,
Pokoju  ducha  i  ciszy  i  zgody:
Zgiełkliwa  zgraja  pierzcha  i  ucieka
Od  milczącego  w  zadumie  człowieka.
*  *  *
Ja  jestem  słońcem,  pod  którego  żarem
Dojrzewa  zamysł,  i  jam  jest  ciężarem
Którego  słabi  podźwignąc  nie  mogą...
Jestem  potęgą,  której  zdeptać  nogą
Nie  podołają  najwięksi  mocarze...
Ja  jestem  siłą,  co  zniewagę  karze...
Jam  broń  niewinnych  i  pomsta  straszliwa,
Od  której  zbrodzień  tajny  dogorywa.
*  *  *
Nad  popiołami  zwyciężonych  grodów
Otrząsam  z  skrzydeł  nadziejo  narodów,
Lecących  w  próżnię,  jak  wymietna  plewa,
Którą  wiatr  przed  się  drażni  i  rozwiewa...
W  bladych  klęsk  siady  postępuję  krwawe,
Z  nędznym  skazańcom  jedną  dzielę  ławę;
Na  zgliszczach  śpiewam  Hiobowe  pienia,
I  jestem  czarną  chorągwią  zniszczenia.
*  *  *
Najbliższy  Panu  i  najmilszy  Panu,
Ja  z  perłą  padam  na  dno  oceanu,
I  z  ciszą  morską  odbywam  narady,
Których  z  przestrachem  słucha  sternik  blady.
*  *  *
Nad  bojowiskiem  wyciągam  ramiona,
Jestem  modlitwą  tego,  który  kona
I  jestem  krzykiem  matki,  gdy  przybieży
Odszukać  syna  wśród  trupów  żołnierzy,
I  krew  jej  ścinam,  i  wstrzymuję  tętna,
I  na  niej  żywej  –  trupa  kładę  piętna.
A  przy  kurhanie,  co  zamknął  dzień  czynu
Ja  staję  w  miejsce  pomników,  wawrzynu,
I  tam,  gdzie  zimny  dzicjopis  nie  słucha,
Stepom  skon  mężnych  podaję  do  ucha.
*  *  *
Pod  krzyżem  Zbawcy,  gdy  wiara  i  miłosć
Rzuciły  w  żalu  Golgoty  pochyłość,
Kiedy  odchodził  setnik  do  bram  miasta,
Gdy  włos  stargany  wiązała  niewiasta,
Gdy  noc  zgłuszyła  żołnierstwa  okrzyki,
A  echa  piły  rozgwar  ciżby  dziki;
Jam  został  jeden  i  słyszałem  z  drżeniem
Jęk  Boga...  Ziemio!  módlmy  się  milczeniem!



Íîâ³ òâîðè