Ïðî÷èòàíèé : 339
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Malarz z konieczności
JA
Pani – mam mówić z nią o rytmie sił,
Które sprawują planet korowody.
Każże mi podać wina – abym pił,
Cukru i wody –
I siądź – na ramię zarzuciwszy szal,
Nieumiejętnie, jak nimfy szal kładą:
Błękitną niechaj on harmonią fal
Jak z s k a ł y spada kaskadą! –
Firankę – sługa niech odrzuci z szyb,
Księżyc potrzebny jest k´ temu,
Naczynie szklane złotych pełne ryb
Podamy jemu.
ONA
Owszem, lecz śpiesz się, właśnie bowiem czas,
Gdy fryzjer, Pinettim zwany,
Przyjdzie – a za nim służebnice wraz
Mnogie przyniosą falbany.
JA
Pani – mam mówić z nią o głosce A,
Ile przyniosła ludzkości?! –
Wspomnę, co mądrość? A co znaczy łza?
Nadmienię też o miłości.
Siądźże – i włosy swe grzebieniem zbierz,
Gdy ja – przylegnę na progu;
I będę, jak d o f e o d a l n y c h w i e ż,
Śpiewał: nieznanej i Bogu.
ONA
Owszem – lecz śpiesz się, oto bowiem, kwiat
Nie będąc na czas zrobiony,
Odmieniać muszę włosów tok i szat,
Wieczór mój! – prawie s t r a c o n y!
JA
Pani – ołówek pozwól mi wziąć ostry
I ten mój album podręczny;
Z natury zrobię szkic dla mojej siostry,
Będę ci wdzięczny.
|
|