
Ïðî÷èòàíèé : 119

|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Jabłka i astry
Ileż razy tak samo wychodziłeś w pole,
Wdychałeś mocny zapach z już wygrzanej błoni!
Ten wiatr, to przecież dawne, znane ci Eole,
Ten sam co i przed laty daleki Favoni!
Tak samo bije para znad wilgotnej uzdy
I szumią stare klony nad kamienną bramą,
Wielkie ptaki jesienne skaczą poprzez bruzdy,
A przecież nic w tej chwili już nie jest to samo.
I wiedz, że kiedy wrócisz w te jedyne strony,
By tamte ujrzeć liście jak wiatr je porywa,
Tak samo będziesz chodził jak tu zamyślony
I słuchał tej jesieni, co już jest prawdziwa.
Co kiedyś twe spojrzenie muskało przelotnie,
Tym dzisiaj się napieścić nie może twe oko.
Te same mógłbyś kwiaty oglądać stokrotnie
I zieleń, co wciąż bardziej zda ci się głęboką.
Z odmętu niepamięci jakiś powiew żenię
Dźwięk słów na pozór błahych jak pożółkłe wstążki,
Których teraz dopiero rozumiesz znaczenie
Jak za wcześnie czytanej bardzo mądrej książki.
Więc patrząc na zniszczenie, co święci swe dzieło,
Na drzewa już bez liści i na chmury czarne,
"Wszystko - mówisz - com kochał, jak wichry minęło,
Lecz przecież nic w mym sercu nie poszło na mamę".
Wokoło tylko trwogi i troski tak liczne,
Ale ty się nie buntuj przeciw przeznaczeniu:
Spokojnie pisz do końca swe wiersze klasyczne,
Które wtedy są dobre, gdy cierpisz w milczeniu.
|
|