Ïðî÷èòàíèé : 143
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Im dalej idę...
Im dalej idę po drodze żywota,
Tym twój ideał się bardziej nade mną
Rozszerza – rośnie – gdyby tęcza złota,
Rzucona w ukos przez świata noc ciemną!
Nie w dniach mych przyszłych – lecz w dniach mej przeszłości
Żyje, com widział boskiego na ziemi!
A dni, co przyjdą, przyjdą na wzór gości
Smutnych i czarnych – o biada mi z niemi!
Jedną cię tylko prawdziwym aniołem
Znałem na świecie – reszta wszystko – ludzie!
Przed tobą tylko rozjaśnię się czołem,
A przed innymi zwiędnie czoło w nudzie!
W nudzie – w cierpieniu – w tej ducha chorobie,
Co serca chwyta, które piękność znały,
I toczy – póki nie ucichną w grobie,
Lub nie stwardnieją na wzór twardej skały!
A jeśli jeszcze się z tego kamienia
Kwiat jaki smętny wyczołga pod słońcem,
To nie kwiat szczęścia – lecz kwiat przypomnienia,
Co kwitnie ludziom przed życia ich końcem
I drogę grobu wytyka liściami –
Prowadzi z wolą do ostatniej schrony,
Aż się nareszcie zwinie nad trumnami
W suche na wieki i śniade korony!
Taki mnie wieniec – ostatni mój – czeka!
Idę po niego – łatwy do zerwania –
Jeszcze nie minął żadnego człowieka –
Sam się nasuwa – ku czołu się skłania –
I lubi czoła, schylone do trumny,
Na których zwiędło natchnienie i szczęście!
Lubi, by niegdyś odważny i dumny,
W wieczne z miernością związał się zamęście.
Tak w życiu każdym śmierć się rozpoczyna –
Dni kilka jeszcze, a wznak się obalę –
Żyłem, gdy biła piękności godzina –
Zginę, gdy zaczną płynąć głupstwa fale!
|
|