Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Tadeusz Gajcy

Ïðî÷èòàíèé : 106


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Nowo narodzonemu

Jakże  takimi  dłońmi  utrzymasz  pierś  mleczną  
maleńki!  –  Przecież  niełatwo...  
W  żyłach  matki  jak  w  mapie  drogę  sobie  wybierasz  
i  spokojny  –  wszak  nazwali  cię  człowiekiem  –  
słuchasz  krwi  jej.  Pięknie  szumi  twa  matka.  

Jest  jak  strumień  ciepły  i  bukiet,  
a  ty  –  ryba,  koncha  lub  owad,  
mlecznych  światów  w  zadumie  słuchasz,  
tam  kształt  pierwszy  się  zaczął  rysować.  

Nie  bój  się  rzeczy  niedobrych,  
do  spokoju  ich  prosto  się  przytul,  
od  kołyski  znajomy  powrót  
poprzez  głosy  zielone  i  skrzypy.  

Zanim  stopkami  do  miejsca  dotrzesz,  
gdzie  prawda  będzie  jak  pień  drzewa  szorstka,  
porzucisz  strumień  najsłodszy  
i  miękką  zabawkę  z  włosa.  

I  zmienisz  imię.  Zostaniesz  tylko  upartym  lub  wątłym,  
jak  niegdyś  żołnierzy  z  ołowiu  siebie  popędzisz  do  marszu,  
zbudujesz  dom  –  będzie  większy,  piękniejszy  od  tego  z  klocków,  
lecz  ci  i  dom  nie  wystarczy.  

Jakże  takimi  dłońmi,  na  których  zawiła  mapa,  
ciągle  jeszcze  maleńki!  –  utrzymasz  kształt  własny?  
Już  dawno  wyciekł  szum,  piękny  szum  i  matka  
wygasła.  

Kiedy  ziemia  cię  woła  każdym  ziarnem  jak  wargą,  
ty  powierzasz  się  oczom  wyrzuconym  jak  mosty,  
cieniem  własnym  się  chwiejesz,  głos  dobywasz  z  oparu  
i  jak  próchno  rozświetlasz  twarz  swą  coraz  widoczniej  

I  usypiasz  w  ramionach  pustkę,  której  się  lękasz;  
nie  wiesz  tylko,  jak  wiele  snu  ci  dadzą  i  kiedy  –  
Nie  myśl.  Starczy.  Odmierzą,  mój  chłopaczku  maleńki,  
i  położą  w  wieczności  miękkiej,  czystej  jak  śniegi.  

Może  skąpić  ci  będą,  ale  bardzo  miłować  
i  odmierzą  ci  ładnie  w  metal  śmierci  warczącej,  
wtedy  dłonie  podniesiesz  i  znów  dźwigniesz  na  nowo  
strumień  mleczny.  
Jak  Atlas  będziesz  dźwigał  bez  końca.    


Íîâ³ òâîðè