Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Stanisław Wyspiański

Ïðî÷èòàíèé : 98


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Do Lucjana Rydla

Chciałbym  ci  najbujniejszy  kwiat  złożyć  na  piersi,  
chciałbym  cię  w  najjaskrawsze  ubierać  kolory,  
koło  twych  myśli  rzucić  przez  najpierwsze  wzory,  
na  czole  upleść  wieniec  woniejących  ziół,  
co  czarodziejską  upoiwszy  siłą  
fantazję...  w  świetlne  koła  by  cię  wyrzuciło.  
Błądziłbyś...  
Nie  znając  granic  dla  swego  kształtu,  
nie  widząc  końca  swemu  objęciu,  
a  czując  wszechbyt  swego  pojęcia  
i  znając  przetwór  swego  poczęcia,  
płynąłbyś  falą  w  przestrzeni,  
żyłbyś  życiem  wszystkich  tworów,  
tchnąłbyś  życie  w  wszelki  kształt,  
miałbyś  światło  meteorów,  
jaśniałbyś  jak  gwiazda,  
nie  wieki  na  jednym  świecie,  
ale  wieki  we  wszechświecie,  
i  już  byś  nie  zaznał  płaczu  
ani  śmiechu,  ani  bólu,  
ale  znałbyś  przeznaczenia  
potęgę.  
Lecz  ty  nie  śpisz  jeszcze  snem  
czarodziejskich  sił,  
ani  pierś  ci  zakwitnęła  
najbujniejszym  kwiatem,  
ani  tobie  tęcza  siostrą,  
ani  tobie  czucie  swatem.    –
Rzuć  pojęcia,  co  cię  wiążą,  
zerwij  więzy  –  choć  do  strun  
duszy  przydziergnione,  
nie  zlęknij  się  muzyki  burz,  
nie  zlęknij  się  jaskrawych  łun,  
fantazję  sobie  weź  za  żonę,  
leć  za  nią.  –
Bo  mi  cię  żal,  gdy  ciebie  widzę  
jak  roślinę  (na  tym  samym  zginie  łanie,  
gdzie  urosła).  
Wyssają  łodygę  słodką,  
oberwią  kwiatuszki,  
aże  zwiędną  listki  żywe,  
łodyga  i  kwiatuszki  
innych  chwilowym  szczęściem  
nieszczęśliwe.  
Czekam  na  cię,  bo  mi  smutno  
samemu,  
bo  nie  mogę  dojść  do  celu,  
ale  póty  błądzić  muszę,  
aże  drugą  znajdę  duszę.  
Bo  za  dumne,  za  wieczne  podwoje,  
gdzie  strażą  uczucie  i  siła,  
gdzie  śmierć  i  sława  czekają,  
samotnika  zaduszą,  
zadławią,  a  nie  puszczają.  
Dwu  idących  wpuścić  muszą.  
Za  dumne,  za  wieczne  podwoje  
wchodzi  się  tylko  po  dwoje,  
by  siłę  przemóc  siłą,  
uczucie  zwalczyć  uczuciem,  
śmierć  –  własną  śmiercią  przerazić,  
a  sławę  cieniem  postawy  
i  przejść  wrota  
nieśmiertelne  bez  trwogi.  
Tam  dopiero  myśl  leci  
bez  granicy,  
tam  dopiero  się  świeci  
ogień  miłości.  
Nam  trzeba  za  cenę  życia  
po  ogień  jasny  iść,  
przejść  siedem  czarnych  pól,  
minąć  siedem  czarnych  bram,  
aż  się  zhartuje  ból...  
do  samego  dotrzeć  ołtarza,  
porwać  ogień  strzeżony,  
zanieść  w  ojczyste  strony.  
To  cel...  
Przez  litość    –  tam  
nie  pójdę  sam,  
ani  ja  śmierć  przemogę,  
ani  dosięgnę  sławy    –
choć  znałbym  i  wiedział  drogę,  
błądzę.



Íîâ³ òâîðè