Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 2
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Ignacy Krasicki

Ïðî÷èòàíèé : 338


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Do króla


Im  wyżej,  tym  widoczniej.  Chwale  lub  naganie  
Podpadają  królowie,  najjaśniejszy  panie!  
Satyra  prawdę  mówi,  względów  się  wyrzeka.  
Wielbi  urząd,  czci  króla,  lecz  sądzi  człowieka.  
Gdy  więc  ganię  zdrożności  i  zdania  mniej  baczne,  
Pozwolisz,  mości  królu,  że  od  ciebie  zacznę.
Jesteś  królem,  a  czemu  nie  królewskim  synem?  
To  niedobrze;  krew  pańska  jest  zaszczyt  przed  gminem.  
Kto  się  w  zamku  urodził,  niech  ten  w  zamku  siedzi;  
Z  tegoć  powodu  nasi  szczęśliwi  sąsiedzi.  
Bo  natura  na  rządczych  pokoleniach  zna  się:  
Inszym  powietrzem  żywi,  inszą  strawą  pasie.  
Stąd  rozum  bez  nauki,  stąd  biegłość  bez  pracy;  
Mądrzy,  rządni,  wspaniali,  mocarze,  junacy  –  
Wszystko  im  łatwo  idzie,  a  chociażby  który  
Odstrychnął  się  na  moment  od  swojej  natury,  
Znowu  się  do  niej  wróci,  a  dobrym  koniecznie  
Być  musi  i  szacownym  w  potomności  wiecznie.  
Bo  od  czegoż  poeci?  Skarb  królestwa  drogi,  
Rodzaj  możny  w  aplauzy,  w  słowa  nieubogi,  
Rodzaj,  co  umie  znaleźć,  czego  i  nie  było,  
A  co  jest,  a  niedobrze,  żeby  się  przyćmiło,  
I  w  to  oni  potrafią;  stąd  też  jak  na  smyczy  
Szedł  chwalca  za  chwalonym,  zysk  niosąc  w  zdobyczy,
A  choć  który  fałsz  postrzegł,  kompana  nie  zdradził:  
Ten  gardził,  ale  płacił,  ów  śmiał  się,  lecz  kadził.
Tyś  królem,  czemu  nie  ja?  Mówiąc  między  nami,  
Ja  się  nie  będę  chwalił,  ale  przymiotami  
Niezłymi  się  zaszczycam.  Jestem  Polak  rodem,  
A  do  tego  i  szlachcic,  a  choćbym  i  miodem  
Szynkowa!,  tak  jak  niegdyś  ów  bartnik  w  Kruszwicy,  
Czemuż  bym  nie  mógł  osieść  na  twojej  stolicy?
Jesteś  królem  –  a  byłeś  przedtem  mości  panem;  
To  grzech  nieodpuszczony.  Każdy,  który  stanem  
Przedtem  się  z  tobą  równał,  a  teraz  czcić  musi,  
Nim  powie:  "najjaśniejszy",  pierwej  się  zakrztusi;  
I  choć  się  przyzwyczaił,  przecież  go  to  łechce:  
Usty  cię  czci,  a  sercem  szanować  cię  nie  chce.  
I  ma  słuszne  przyczyny.  Wszak  w  Lacedemonie  
Zawżdy  siedział  Tesalczyk  na  Likurga  tronie,  
Greki  archontów  swoich  od  Rzymianów  brali,  
Rzymianie  dyktatorów  od  Greków  przyzwali;  
Zgoła,  byle  był  nie  swój,  choćby  i  pobłądził,  
Zawżdy  to  lepiej  było,  kiedy  cudzy  rządził.
Czyń,  co  możesz,  i  dziełmi  sąsiadów  zadziwiaj,
Szczep  nauki,  wznoś  handel  i  kraj  uszczęśliwiaj  –  
Choć  wiedzą,  chociaż  czują,  żeś  jest  tronu  godny,
Nie  masz  chrztu,  co  by  zmazał  twój  grzech  pierworodny.
Skąd  powstał  na  Michała  ów  spisek  zdradziecki?  
Stąd  tylko,  że  król  Michał  zwał  się  Wiszniowiecki.  
Do  Jana,  że  Sobieski,  naród  nie  przywyka,  
Król  Stanisław  dług  płaci  za  pana  stolnika.  
Czujesz  to  –  i  ja  czuję;  więc  się  już  nie  troszczę,
Pozwalam  ci  być  królem,  tronu  nie  zazdroszczę.
Źle  to  więc,  żeś  jest  Polak;  źle,  żeś  nie  przychodzień;  
To  gorsza  (luboć,  prawda,  poprawiasz  się  co  dzień)  –  
Przecież  muszę  wymówić,  wybacz,  że  nie  pieszczę  –  
Powiem  więc  bez  ogródki:  oto  młodyś  jeszcze.  
Pięknież  to,  gdy  na  tronie  sędziwość  się  mieści;  
Tyś  nań  wstąpił  mający  lat  tylko  trzydzieści,  
Bez  siwizny,  bez  zmarszczków:  zakał  to  nie  lada.  
Wszak  siwizna  zwyczajnie  talenta  posiada,  
Wszak  w  zmarszczkach  rozum  mieszka,  a  gdzie  broda
siwa,  
Tam  wszelka  doskonałość  zwyczajnie  przebywa.
Nie  byłeś,  prawda,  winien  temu,  żeś  niestary;  
Młodość,  czerstwość  i  rześkość  piękneż  to  przywary,  
Przecież  są  przywarami.  Aleś  się  poprawił:  
Już  cię  tron  z  naszej  łaski  siwizny  nabawił.  
Poczekaj  tylko,  jeśli  zstarzeć  ci  się  damy,  
Jak  cię  tylko  w  zgrzybiałym  wieku  oglądamy,  
Będziem  krzyczeć  na  starych,  dlatego  żeś  stary.
To  już  trzy,  com  ci  w  oczy  wyrzucił,  przywary.  
A  czwarta  jaka  będzie,  miłościwy  panie?  
O  sposobie  rządzenia  niedobre  masz  zdanie.  
Król  nie  człowiek.  To  prawda,  a  ty  nie  wiesz  o  tym;  
Wszystko  ci  się  coś  marzy  o  tym  wieku  złotym.  
Nie  wierz  bajkom!  Bądź  takim,  jacy  byli  drudzy.  
Po  co  tobie  przyjaciół?  Niech  cię  wielbią  słudzy.  
Chcesz,  aby  cię  kochali?  Niech  się  raczej  boją.  
Cóżeś  zyskał  dobrocią,  łagodnością  twoją?  
Zdzieraj,  a  będziesz  możnym,  gnęb,  a  będziesz  wielkim;
Tak  się  wsławisz,  a  przeciw  nawalnościom  wszelkim  
Trwale  się  ubezpieczysz.  Nie  chcesz?  Tym  ci  gorzej:  
Przypadać  będą  na  cię  niefortuny  sporzej.  
Zniesiesz  mężnie  –  cierpże  z  tym  myślenia  sposobem;  
Wolę  ja  być  Krezusem  aniżeli  Jobem.
Świadczysz,  a  na  złe  idą  dobrodziejstwa  twoje.  
Czemuż  świadczysz,  z  dobroci  gdy  masz  niepokoje?  
Bolejesz  na  niewdzięczność  –  alboż  ci  rzecz  tajna,  
Że  to  w  płacy  za  łaski  moneta  zwyczajna?
Po  co  nie  brać  szafunku  starostw,  gdy  dawano?  
Po  tym  ci  tylko  w  Polszcze  króle  poznawano,  
A  zagrzane  wspaniałą  miłością  ojczyzny,  
Kochały  patryjoty  dawcę  królewszczyzny.
Księgi  lubisz  i  w  ludziach  kochasz  się  uczonych,  
I  to  źle.  Porzuć  mędrków  zabałamuconych.  
Żaden  się  naród  księgą  w  moc  nie  przysposobił:  
Mądry  przedysputował,  ale  głupi  pobił.  
Ten,  co  niegdyś  potrafił  floty  duńskie  chwytać  –  
Król  Wizimierz  –  nie  umiał  pisać  ani  czytać.
Waszej  królewskiej  mości  nie  przeprę,  jak  widzę;  
W  tym  się  popraw  przynajmniej,  o  co  ja  się  wstydzę.  
Dobroć  serca  monarchom  wcale  nie  przystoi,  
To  mi  to  król,  co  go  się  każdy  człowiek  boi,  
To  mi  król,  co  jak  wspojźrzy,  do  serca  przeniknie.  
Kiedy  lud  do  dobroci  rządzących  przywyknie,  
Bryka,  mościwy  królu,  wzgląd  wspacznie  obróci:  
Zły,  gdy  kontent,  powolny,  kiedy  się  zasmuci.
Nie  moje  to  jest  zdanie,  lecz  przez  rozum  bystry  
Dawno  tak  osądziły  przezorne  ministry.
Wiedzą  oni  (a  czegoż  ministry  nie  wiedzą?),  
Przy  styrze  ustawicznie,  gdy  pracują,  siedzą,  
Dociekli,  na  czym  sekret  zawisł  panujących.
Z  tych  więc  powodów,  umysł  wskróś  przenikających,  
Nie  trzeba,  mości  królu,  mieć  łagodne  serce:  
Zwycięż  się,  zgaś  ten  ogień  i  zatłum  w  iskierce!
Żeś  dobry,  gorszysz  wszystkich,  jak  o  tobie  słyszę,  
I  ja  się  z  ciebie  gorszę  i  satyry  piszę.  
Bądź  złym,  a  zaraz  kładąc  twe  cnoty  na  szalę,  
Za  to,  żeś  się  poprawił,  i  ja  cię  pochwalę.


Íîâ³ òâîðè
ëóáèíå íîÿáðÿ