Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 3
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Adam Stanisław Naruszewicz

Ïðî÷èòàíèé : 127


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Adieu kochanym jezuitom

Ze  słodkich  kajdan  od  tej  rozwiązany
Ręki,  której  dał  owce  i  barany
Paść  swoje  Chrystus,  już  pan  mojej  woli,
Żegnam  was,  zacni  synowie  Lojoli!
 
Czas  przyszedł  lube  z  wami  rzucać  kąty,
Kędym  zakończył  rok  dwudziesty  piąty,
Nie  czując  nigdy  w  przyjacielskim  gronie,
Iż  niewolnikiem  trzeba  być  w  zakonie.
 
Wasza  mi  dobroć  i  łaskawe  względy
Najpracowitsze  słodziła  urzędy:
We  wszystkich  miłą  znalazłem  ochłodę,
Bom  w  nich  miał  honor,  a  w  pożyciu  zgodę.
 
Jużem  dziś  nie  wasz,  a  wyście  nie  moi,
Serca  mi  jednak  żaden  nie  rozdwoi.
Kochać  osoby  będę  aż  do  zgonu,

Jeśli  nie  wolno  kochać  dla  zakonu.
Schylając  głowę  przed  Twórcy  obliczem,
Całuję  rękę,  co  mię  chłosta  biczem;
Skądkolwiek  na  nas  wiatr  burzliwy  wieje,
Na  ludzkich  losów  składam  to  koleje.

Wszak  przebiegając  bystrym  życie  okiem,
Zwać  teatralnym  można  je  widokiem;
Wiele  w  nim  odmian,  a  nim  koniec  będzie,
I  pan  częstokroć  z  kmieciami  usiędzie.
 
I  siebie,  i  nas  czas  mieni,  co  leci;
Grałem  dwa  akty,  już  zaczynam  trzeci.
Koniec  dla  wszystkich  jeden:  piękna  sława.
Kto  dobrze  daną  osobę  udawa.
 
Służąc  pod  waszym  dotąd  wiernie  znakiem,
Żaden  mię  świętym  nie  nazwał  próżniakiem,
I  w  tej  odmianie  szatnej  mego  stanu
Będę  rad  służył  ojczyźnie  i  panu.
 
Tak  w  miękką  wełnę  robaczek  bogaty
—  Skąd  mają  przędze  misterne  warstaty,
A  napoiwszy  kosztownymi  soki,
Robią  z  nich  ciałom  udatne  powłoki  —
 
Skoro  dopełnił  nadobnej  roboty,
Letkie  do  barków  swych  przypina  loty,
Rzuca  kąt  stary,  a  nowy  gość  świata
Swobodniej  sobie  po  powietrzu  lata.
 
Żaden  rzemieślnik  nie  łaje  mu  za  to:
Szczerze  pracował  i  wiosnę,  i  lato.
Skończył  swe  dzieło,  a  za  trochę  liści
Niechże  kto  drugi  da  więcej  korzyści.
 
Muszę  się  z  wami  żałośnie  rozbracie.
Jeśli  nie  mogę  do  końca  wypłacić
Hołdu  wdzięczności  w  zakonnej  gromadzie.
Łzy  wam  i  miłość  oddaję  w  zakładzie.



Íîâ³ òâîðè