Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Stanisław Trembecki

Ïðî÷èòàíèé : 179


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

List do Irydy

Od  niebieskiej  piękniejsza  kolorów  obręczy,  
Ciebie,  Irydo,  wielbię  pod  imieniem  tęczy;  
Zbiorze  wdzięków;  te  innym  oszczędnie  rozdała,  
Na  ciebie  z  rozrzutnością  natura  wylała.  
Do  kogo  piszę,  każda  z  twych  rywalek  zgadła.  
Ty  wątpisz?  Poradź  –  że  się  natychmiast  zwierciadła.  
Jeśli  twoja  ostrożność  schlebnym  go  rozumie,  
Radź  się  czystego  źródła,  to  zmyślać  nie  umie.  
Macie,  Włoszy,  Wenery  posąg  przednio  ryty  
I  obraz,  gdzie  jest  duch  jej  pod  farbą  ukryty.  
Pysznicie  się,  i  słusznie;  my  się  pysznić  mamy  
Słuszniej,  mając  piękniejsze  w  naszym  kraju  damy.  
Z  ciebie  by  starożytni,  Irydo,  malarze  
Kształtność  biorąc,  boginią  wstawili  w  ołtarze.  
Nie  tylko  jest  czułych  serc  śliczność  twoja  celem,  
Jeszcze  jesteś  wybornym  grzeczności  modelem;  
Tobie  nasz  hołd  należy,  tobie  pełna  chwała.  
Nie  bądź  nazbyt  cnotliwa,  będziesz  doskonała.  
Skromności  dając  dowód  przez  politowanie,  
Po  gaiku  biegając,  mijasz  inne  panie.  
Ładnie  się  wydawały:  zszedłszy  się  na  końcu,  
Tak  przy  tobie  pogasły  jak  gwiazdy  przy  słońcu.  
To  dziś  dłużej  niż  wczora  kilką  minutami,  
Oglądając  się  na  cię,  świeciło  nad  nami  
Sam  widziałem,  widziałem,  gdyś  się  na  upały  
Skarżyła,  w  tym  momencie  zefiry  zawiały.  
Jeżeli  fałsz  utwierdzam,  o,  grono  dziewiąci  
Dziewcząt,  spraw,  niech  północnym  mój  wiersz  lodem  trąci.  

-ąc  wolność,  miłości  znając  dobrze  wniki,  
Na  które  ona  wpędza  swoje  hołdowniki,  
Umyśliłem  nie  kochać  aż  do  życia  kresu.  
Mam  ja  serce  z  żelaza,  lecz  ty  masz  z  magnesu!  
Włócznia  moją  rozrywką,  mieszkaniem  las  dziki,  
Prześladuję  szkodliwe  żubry,  łosie,  dziki,  
Aż  dotąd  sama  srogość  mą  zabawą  była.  
Tyś  mnie  pierwsza,  Irydo,  wzdychać  nauczyła.  
Co  to  jest?gdy  cię  ujrzę,  zaraz  kolor  mienię:  
Albo  blednieję,  albo  zbytnie  się  czerwienię.  
Gdy  chcę  do  ciebie  mówić,  mięsza  mi  się  mowa,  
Źle  połączone,  często  wpół  przecięte  słowa.  
Przystępując  ku  tobie  wczora  w  zmrok,  dziś  rano,  
Ledwie  mnie  moje  drżące  strzymało  kolano.  
Gdy  po  dziennych  fatygach  zaśnie  moja  dusza,  
Twym  się  cieszy  obrazem  z  łaski  Morfeusza.  
Różne  przyjemne  we  snach  często  widzę  dziwy,  
Powiem  ci  z  nich  ostatni,  bo  jest  osobliwy.  
Nie  żartuj  ze  mnie,  proszę,  że  ci  chcę  sny  prawić:  
Wiele  się  z  nich  jawiło  i  może  ujawić.  
Onyromantów  sławna  u  dawniejszych  sztuka,  
I  w  Jeruzalem  także  kwitnęła  nauka.  
Niektórzy  za  grunt  wiary  po  świecie  roznieśli,  
Co  się  niegdyś  przyśniło  Jusupowi  cieśli.  
Mój  sen  zaś  był  takowy:  skorom  zamknął  oczy,  
Widzę,  że  do  mnie  jakiś  chłopczyk  miły  kroczy,  
Nagi,  lecz  nie  ubogi,  bowiem  złote  strzały,  
Łuk,  pochodnia  panięciem  być  go  wydawały;  
Uśmiech  miał  ten  sam,  co  ty,  skład  i  kolor  twarzy  
Takowyż,  wesołość  w  nim,  jak  w  tobie  się  żarzy.  
Oczka,  nie  wiem,  czy  takież  miał  sobie  nadane,  
Bo  złotolitą  wstęgą  były  przewiązane;  
Szedł  jednak,  jakby  widział.  Lubo  wzrostem  mały,  
Ale  by  jaki  rycerz  zdawał  mi  się  śmiały,  
"Pójdź  za  mną  –  mówi  do  mnie  -  w  te  pieczary  ciemne..  
Moja  pochodnia  lochy  oświeci  podziemne,  
Wprowadzę  cię  do  skarbów,  których  strzegą  gnomy*."  
Ja,  który  nawet  przez  sen  nie  bywam  łakomy,  
Odrzuciłem  z  pogardą  radę  pacholęcia;  
Lecz  to,  nie  odstępując  swego  przedsięwzięcia,  
Ująwszy  mię  szczupluchną,  lecz  silną  prawicą,  
Iść  przed  sobą  okropną  przymusza  ulicą.  
Mijam  cuda  natury,  mnogie  Pluta  zbiory  
I  niezliczone,  którem  postrzegł,  dziewotwory.  
Co  najwięcej  w  onej  mię  przeraża  otchłani,  
Gdy  je  szybko  przebiegam,  widzę  ciebie,  pani,  
Do  niezbędnego  gnoma,  zgrzybiałego  laty,  
Przywiązaną  za  rączkę  plecionymi  kwiaty.  
Wzrok  mój  był  oszukany,  lecz  doszedłem  uchem,  
Że  te  były  straszliwym  podbite  łańcuchem.  
Tu  mój  wódz  z  gniewem  rzecze:  "Czy  znasz  mię,  Irydo?  
Ja  jestem  on  od  ciebie  wzgardzony  Kupido,  
Jam  prosił  boga  Menhy,  ażeby  za  karę  
Tę  nierozdzielnie  z  tobą  powiązał  poczwarę.  
Okrutna  nieużytość  i  twój  umysł  dumny  
Niejednego  zapędził  amanta  do  trumny.  
Wszystkich  wdziękiem  wabiąca,  nikomu  łaskawa,  
Zawsześ  pyszną  deptała  nogą  moje  prawa;  
Jesteś  więc  dla  mej  zemsty,  dla  przykładu  ludom,  
W  wieczny  pozer  oddana  tęschnocie  i  nudom."  
Nie  dość,  że  mściwy  bożek  butną  mową  grzeszył,  
Jeszcze  ci  pierś  perłową  srogą  strzałą  przeszył.  
Rzucę  się  nań,  chwytam  go,  wnet  się  wyswobodził  
I  bełtem  jadowitym  w  serce  mię  ugodził.  
Krzyknę  z  bólu  i  mój  krzyk  przeraźliwy  budzi  
Smaczno  śpiących  sąsiadów  i  służących  ludzi.  
Pełno  ich  jest  w  przysionkach,  pełno  ich  na  sali,  
Ci  mniemają,  że  gore,  ci,  że  się  dom  wali.  
Powiedziawszy  o  marze,  którą  sen  poduszcza,  
Ledwie  wierząca  pokój  wróciła  mi  tłuszcza.  
Lecz  wprawdzie  tak  mię  ów  sen  złudził,  czy  nie  złudził.  
Lubo  już  czasu  wiele,  jakom  się  obudził,  
Czuję  potężne  skutki  postrzału  mojego.  
Powiedz,  luba  Irydo,  czy  nie  czujesz  twego?  


Íîâ³ òâîðè