Ïðî÷èòàíèé : 148
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Pięć donosów
I
"Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście jest pięć wdów
po gienierałach armii carskiej
i że to się zaczęło znów:
Czyli że, jak w poprzednim liście
donieść miał zaszczyt Gwóźdź, mój zięć,
ledwo na niebie księżyc błyśnie,
gra w pięciu domach gitar pięć.
Gitary są własnością mężczyzn,
których nazwiska będę znał -
i spać nie możem, tak się męczym,
bo słychać wciąż: "Razbiej bakał!"
Potem rydzyki, grzybki, zrazy
żre każda piękność z gachem swym
i łupią pięć do ośmiu razy,
że aż się nogi chwieją im.
Jeśli tak wszystko zacznie chwiać się
w tej biednej Polsce – ładny kwiat!
wtedy rozbiory, panie bracie,
i święta racja: Saisonstaat -
O czym poufnie i bez krzyku
donoszę, panie naczelniku".
II
"Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście student Bresz
czesze się bardzo ekscentrycznie,
przedziałek z tyłu robiąc też.
Wszyscy się u nas czeszą podług
stołecznych życzeń, od iks lat,
a tylko Bresz ma manię podłą
być takim czymś na własny ład.
Kiedy na Obchód Konstytucji
sam pan starosta zjedzie z Płaz,
Bresz głowy tył pokazać musi,
w zamęt wprawiając karność mas.
Starosta, według świętych reguł
na jeża, wznosi: "Hip - hurraa!"
A Bresz, on stoi zawsze z brzegu
i tym przedziałkiem naród dźga.
I coraz więcej, widzę, ludzi
zaczyna czesać się jak Bresz:
Bortkiewicz, Durski, Bigda, Cudzik,
Hopla - Konecki i de Wesz...
O trądzie wśród akademików
donoszę, panie naczelniku".
III
"Donoszę, panie naczelniku
(czy kiciuś naczelnika zdrów?),
że student Bresz siedział wieczorem
u jednej z wyż. wspomnianych wdów.
Na stole stary stał samowar,
zakąski różne, zjesz, co chcesz -
i nagle rzekł poniższe słowa
do grzesznej wdowy student Bresz:
– Pani Rosjanką jest, Tatiano,
i znał Tołstoja pani mąż,
niech pani powie, skąd co rano
taki się smutny budzę wciąż?
A przecież mam już niepodległość
i wojsko własne, własny skarb,
ale ta cała niepodległość
ciąży na plecach mi jak garb.
I Wisłę mam, i inne rzeki,
i własną sól, i własny len.
A ja bym chciał gdzieś w kraj daleki,
co samą nazwą wprawia w sen...
O monologach romantyków
donoszę, panie naczelniku".
IV
" Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście..." ale tu
list został ciężko czymś pocięty,
jak gdyby brzytwą w miejscach stu.
Sprawca, co dziury powycinał,
musiał to być niedobry człek,
więcej! to była wielka świnia,
bo przedziurawił, potem zbiegł.
Lecz jeśli świnia, mój ty Boże,
inaczej czyż postąpić miał?
A może uciekł aż nad morze
i teraz błądzi pośród skał?
Może ma dziatki, dużo dziatek,
dziatki też błądzą z nim we łzach...
a może to był reumatyk
lub syfilityk – myśleć strach!
Tu noc, pioruny w dzieci biją,
słychać ryk fal i wiatru świst...
lecz po coś zniszczył, stara świnio,
ten może najciekawszy list?!!
O starych świniach w mym kraiku
donoszę, panie naczelniku".
V
"Donoszę, panie naczelniku,
że przed godziną moja żona
się zapytała: – Co to jest
takiego grupa Laokoona?
Czułem, że tu jest coś z otchłani,
a właśnie był na obiad śledź;
śledź mi jak dyszel stanął w krtani:
– Musisz z nią coś wspólnego mieć!
Z tą grupą! - rzekłem jak we mgle
od strachu. - Znamy doskonale
parlamentarne grupy, ale
tej "Grupy Laokoona" nie!
Na własną rękę więc w powiecie
zrobiłem z Waciem mały huk -
i co powiecie, co powiecie?
wyśnił się student Bresz, mój wróg!
U jednej z wdów mrowisko śliczne
nakryłem: Bresz i inne bubki,
a w książce niby historycznej
fotografijkę całej grupki,
która załączam – podpis Ś.B.
jest na odwrocie - jasne: Bresz!
Proszę się przyjrzeć: świętą rzeźbę
udają, lecz się bratku, strzeż!
Bresza pod kluczyk i po krzyku -
radziłbym, panie naczelniku..."
|
|