
Ïðî÷èòàíèé : 320

|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Afisz "Wesela"
Patrzcie. Rok dziewięćsetny. Już żyrandol gorze
Nad przepełnioną salą w Krakowie teatru.
Błyszczy czerwień foteli i złocone loże
I słychać podniesiony gwar amfiteatru.
Znany krytyk niedbale zasiadł w rzędzie pierwszym:
"Wyspiański! Co za nuda! Trzy godziny wierszy!"
Powoli światła gasną, scena się otwiera.
I zaczyna się wielka, tragiczna premiera.
Widzę chatę weselną, groźną, roztańczoną,
Rozpolitycznioną i niedopełnioną.
Widzę stół porzucony w żałobnej świec bieli
I czarne oko sadu, co wgląda do chaty.
I widzę, jak nadciąga długi szal Racheli,
Zaplątany w jabłonie, słomę, mrok i kwiaty.
I to wszystko wytwarza taki dreszcz wśród gości,
Że dają się omotać godziną wielkości
I przechodzą, jak widma, w roztańczonym szumie
Z czarnej kulisy marzeń na estradę sumień.
I widzę ten korowód na swojskim weselu,
Między nocą, a świtem w półmrokach niebieskich,
Widzę oczami ojca i przyjaciół wielu,
Kotarbińskich, Czajkowskich, Feldmanów, Walewskich,
którzy byli tej nocy na zamarłej sali
I potem całe życie już o tym gadali.
Pisując życiorysy, wielu wśród mieszczańskich
Krytyków - o poecie - mówili, że jest blady.
Ale naprawdę blady z tej wielkiej gromady
Był Baudelaire, może Poe, z Polaków - Wyspiański.
Jego oczy od innych były o ton bledsze,
Kiedy stał za kulisą w krakowskim teatrze
I przy dźwiękach widmowej muzyki bez mocy
Kazał snuć się tańczącym dookoła nocy,
Zamykając w tym kręgu księżycowej doli
Ku większej chwale ludzkiej - historię niewoli.
|
|