
Ïðî÷èòàíèé : 157

|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Zimowy ranek
Czasem w zimowy ranek Rzeczywistość
Zbiega ze schodów, trzaska drzwiami, znika,
A na jej miejsce, przez londyńską mglistość,
Przez oczy ciężkie od świtu, przypływa
Jakaś przegrana, daleka muzyka,
Już odchodząca, a jeszcze prawdziwa.
Nie śmiem odetchnąć ani się poruszyć,
Aby nie płoszyć tej bladej aury,
Co nie jest w stanie realnością wzruszyć,
Chociaż przeszłością na chwilę odurza,
Rysując w oknie zimowe kontury
Młodości, wiernej warszawskim podwórzom.
Jest w takich rankach nostalgiczna pustka,
Jak gwizd pociągu przez obłok śnieżysty,
Jak zapomniana na wybrzeżu chustka,
Jak obietnica z mgłą niedomówienia,
Jak starzejących się przyjaciół listy,
Co mówią "żegnaj", zamiast: "do widzenia".
|
|