Wolny, wzniesiony z rodzinnych wzgórz
słucham:
to tamtych salw tylko pogłos i pobłysk –
i z nocy, jak z okna spalonego domu, widzę:
to płonące ulicy Warszawy
nad rannymi, walczącymi o śmierć z bronią,
rozwijają flagi pobojowisk:
nieskończony skrwawiony bandaż.