![Julian Przyboś](upload/metrs/1049.jpg)
Ïðî÷èòàíèé : 177
![](img/x.gif)
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
U szczytu drogi
Samochody bez benzyny uciekały pędzone przez strach;
przestrzeń raz w raz wzdłuż dróg padała na wznak,
spod słońca jak spod tłoku
bombowce wgniatały uchodzących w piach.
Tylko noc, widna od łun, wyprostywywała się cała,
czerwony kur pożaru piał.
Hamulec zgrzytnął przed ostrzem podków,
drogę zamknął mi
trup konia.
Jeździec pod drzewem przydrożnym skonał,
w próżni po ręce i szabli z gałęzi odleciał ptak.
I włokł się na własnym pogrzebie pochód niedoszłych żołnierzy;
z żałobną, falszywą dumą, jak order zdjęty z poległych,
ktoś współczuł, chełpił się, drwił:
– Szarżowaliśmy czołgi!
Jeszcze dziś czuję rozpacz tego wstydu: żem – przeżył.
Znów popłoch aut niósł mnie przeskakując biegi
szosą z góry – w dół – w górę jak huśtawą mil.
Świtało, u szczytu drogi
słońce wzeszło z pyłu i krwi.
|
|