Ïðî÷èòàíèé : 119
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
[Możem...]
Możem Cię nigdy nie kochał tak szczerze...
Jak dziś, gdy jestem od ciebie daleki,
Kiedy nas dzielą i góry i rzeki...
W sercu mym bóstwo jakieś ciebie strzeże.
Jeżeli ludzie mogą się z oddali
Porozumiewać – a wierzę, że mogą
I że do ciebie powietrznianą drogą
Dochodzi głos mój, co się niemo żali:
To ty mnie słyszysz... Słyszysz moje skargi
Przeczuwasz boleść, co mą duszę tłoczy –
I wiesz, jak głodne twych oczu me oczy,
I wiesz, jak głodne twoich warg me wargi.
Oczekiwałem na dobra bezcenne
I dla nich wszystkie znosiłem ciężary;
Lecz nie ujrzałem wcielenia swej mary,
Ujrzałem wydmy i głazy kamienne.
Po złotych zorzach moje serce płacze –
I słyszę ciebie – z oddalenia słyszę –
I rzucam okrzyk w tę przestworną ciszę:
Przebaczam wszystkim – sobie nie przebaczę!
Jesteś jak bóstwo niewidzialne,
W którego istność duch pobożny wierzy,
Ale go z ziemskich nie dojrzy wybrzeży,
Chyba na jakieś mgnienie pożegnalne.
|
|