Ïðî÷èòàíèé : 151
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Poranek i wieczór
Widziałem wczesną zorzę i wieczór widziałem.
Żyłem z miłości i z miłości umierałem.
Wiosna, lato i jesień przeszły, idzie zima,
Mroźnych przeciągów czasu już nic nie powstrzyma.
Chcę jeszcze patrzeć w piękną twarz długie godziny,
Innej, oprócz patrzenia nie znając przyczyny.
Mógłbym, z tobą w ustroniu leśnym zamieszkawszy,
Nie żałować, że mija mój czas, nie łaskawszy
Dla mnie, dzisiaj, wśród książek, ciszy i skrzypienia
Sosnowych podłóg w starym domu pełnym cienia.
Mógłbym nad morzem słuchać z tobą szumu fali
W noc letnią, nim się gwiazda poranna zapali,
Krzesząc z mrocznych bałwanów blask wszystkich metali.
Gdziekolwiek jestem, dokądkolwiek kroki zwrócę,
Czymkolwiek się ucieszę, jakkolwiek zasmucę,
Wszędzie obecność twoja albo myśl o tobie.
Co ja, niepowściągliwy, mówię dziś, co robię?
Moja mowa zaledwie pół prawdy zawiera.
Połowa mego życia jak pustynia szczera.
Jak liście opadają obumarłe lata.
Z nią, dla niej obiecałem żyć do końca świata
Jej i mojego.
|
|