Ïðî÷èòàíèé : 105
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Negli occhi porta la mia donna amore
I
Jam ci nic nie powiedział, ani ty mnie, Pani,
A jednak kiedy nasze spotkają się oczy,
Ja słodycz niezmierzoną w twych widzę przezroczy
Słodycz, jaka zbawieniem byłaby w otchłani.
I wtedy czar mię jakiś owiewa uroczy,
I szepcę, wszystkie myśli niosąc tobie w dani:
"Błogosławieni wszyscy smutni i znękani,
Których takie spojrzenie swą wstęgą otoczy!"
I tak mi cicho w duszy, jak pod wieczór w borze,
Gdy drzew gąszcz czerwienią zachodowe zorze,
I tak mi w duszy tęskno, jak kiedy na niebie
Konstelacje rozbłysną oczami złotemi,
A ja dla nich nie mogę rzucić starej ziemi
I lecieć, lecieć, lecieć!... Czyżbym kochał ciebie?
II
Tyś mi nic nie mówiła, ani też ja tobie,
A jednak, gdy się nasze spotkają źrenice,
Jakieś w mych widać grają ognie, błyskawice,
Jak o wiosennej wzruszeń, burz, nawałnic dobie.
Bo naprzód w łez diamenty oczy twoje zdobię,
Potem w żywsze róż barwy ubieram twe lice,
A potem – sam już nie wiem, jak blaski rozświecę,
Co drgają w oku, w głowie, w całej twej osobie.
I stoisz tak przede mną, drżąca, bez wyrazu,
Na kształt madonny słodkiej jasnego obrazu,
A twarz twa to w purpurach, to znów jak śnieg biała.
A ja patrzę z zachwytem w ten blask objawienia,
Co dziewicze twe czoło nagle opromienia
Wdziękiem niewysłowionym... Czyżbyś mnie kochała!
|
|