![Mikołaj Rej](upload/metrs/1003.jpg)
Ïðî÷èòàíèé : 224
![](img/x.gif)
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
WIZERUNK WŁASNY ŻYWOTA CZŁOWIEKA POCZCIWEGO. Rozdział pierwszy - Ipokrates
Ten pirwszy rozdział zową IPOKRATES,
ktory jakoby czyni rzecz ku swoim dyscypułom,
upominając je, aby naśladowali cnotliwej powinności swojej
a byli pilni dobrego ćwiczenia
Ipokrates on mędrzec a filozof dawny,
Ktory był w swych zacnościach za swych czasow sławny,
Ten człowieczą naturę właśnie rozeznawał,
A przyczyny do każdej rzeczy słuszne dawał.
Przecz sie tak w dziwnych sprawach narody mieszają,
A w rozlicznych roznościach myśli zawieszają,
Iż gdy co jedny mierzi, podoba sie drugim,
Wywodził to rozumem i rozwodem długim,
Dawając w tym przyczynę złemu przyrodzeniu,
Zwłaszcza ktore nie bywa w poczciwym ćwiczeniu.
Gdyż ćwiczenie na rozum jest by deszcz majowy,
Ktory każdemu ziołku bywa barzo zdrowy,
Iż po nim zawżdy każde barzo sporo roście;
Takżeć też pewnie rozum od ćwiczenia proście.
I tę zawżdy naukę uczniom swym przywodził,
Aby każdy często z nich do źwierciadła chodził,
A gdy czarność obaczy na twarzy a zmazy,
Aby też przepatrował i na duszy skazy.
A jeśliżeby mu sie co w twarzy nie zdało,
Pomniał, że to szkodliwsze co wewnątrz przywrzało,
A tego aby pilniej poprawował w sobie.
Gdyż to na wirzchu snadnie leda czym oskrobie.
Przy tym zamyśliwszy sie w tym z pilnością o nich,
Uczynił tymi słowy tę namowę do nich:
Myśl wolna, ozdobiona sławną ślachetnością,
Nie wytrwa, by miała być nikczemną prożnością
Zabawiona, gdyż słusze każdemu stanowi
Swe sprawy wieść, by się wżdy miały k rozumowi.
Bo to, co oczy widzą, wszytko z czasem minie,
Jedno sława poczciwa ta nigdy nie ginie.
Z tej przyczyny przystoi to pięknie każdemu,
By swe ślachetne sprawy zawżdy wiodł k lepszemu,
Nie tracąc marnie czasu, mając Boskie dary,
Gdyż zawżdy u poczciwych to był zwyczaj stary.
Bo acz jest rzecz straszliwa o to sie pokusić,
Szacować ludzkie sprawy, musi dzwonka ruszyć
I nie trzeba paździorka ani prochu w oku
Mieć, a z rejestru stąpać a nie mylić kroku.
Choć każdy jaśnie widzi, jako sie świat toczy,
Gdyż na nim nic tajnego, sam wszytko osoczy.
A przedsię chociaj prawda dolęże poczciwa,
Wżdy każdy, jako może, swe sprawy pokrywa.
Boby rad każdy taki w szałwiją pokrzywy,
A miedź w złoto obrocił, choć będzie fałsz żywy.
Ale coż rzec: Już nie lza, jedno na to morze
Tak i bez wiosła płynąć, chociaj zewsząd gorze.
Acz ta rzecz bez przysmakow a dziwnych przymowek
Być nie może, gdyż pełen świat dziś dziwnych głowek,
Co i omacmie wszytko jako we dnie widzą
A by rzecz najsłuszniejsza, przedsię o niej szydzą.
Acz zasię przewrociwszy kartę z drugiej strony,
Gdzie będzie z poczciwością rozum przyrodzony,
Ten, choć co nietrefnego obaczy, pokrywa,
A w każdej zacnej sprawie miary swej używa.
W tych nadzieję, wżdyć też są, może się nie trwożyć,
A wszetecznych szacunki na stronę odłożyć,
Ktorzy bez rozmysłu spraw a zawżdy w swej woli
Używają wszetecznie, mając świat po woli.
Bo prawda gdzie swe skrzydła, by orzeł, roztoczy,
Już fałsz ponuro chodzi, już łeb w ziemię tłoczy,
Prawie jako pustołka nisko pod nią lata,
A motyle, żywiąc sie, kędy może, chwata.
Gdyż ona jest w obronie nie leda możności,
Tej broni i tak sie zwał on Pan z wysokości,
Ktory zawżdy nawięcej tym obrażon bywa,
Kiedy kto prawdę niszczy a fałszu używa,
Ktory zawżdy głośno brzmi jako dzwonek w worze,
Skacząc jako głodny kot po pustej komorze.
A tak, Boże wszechmocny, z niebieskiej możności,
Ktorego świat i niebo pełno wielmożności,
Co świadczy miesiąc, gwiazdy i jasność słoneczna
Jaka jest twa dziwna moc a bez końca wieczna!
Patrząc na jego zorze w pięknej czerwoności,
Gdy wynika z morskich wod a gor wysokości,
Oświecając a przyszły dzień wdzięczny sprawując,
Łaskę twą i pociechę tu wszytkim winszując,
Zaziębłość nędznej ziemie mile zagrzewając,
A jej śliczne żywioły prawie ożywiając.
Miesiąc też także wszytkim pracującym w nocy
Jako jest z twojej łaski na wielkiej pomocy!
Zaż spracowany oracz nie nadobnie śpiewa,
Robiąc w jego jasności, pracej swej ulżywa?
Zaż on podrożny, jadąc w nocy w tej jasności,
Nie używa rozkoszy, widząc odmienności
Na powietrzu, na gwiazdach, a dnia sie nadziewa?
Z weselem "Christe qui lux es et dies" śpiewa
Wspomniawszy obietnice wierne bostwa twego,
Iż ten zawżdy bezpieczen upadku każdego,
Kto wiernie bostwu twemu dufa, a w stałości
Porucza swoje sprawy twej Boskiej możności,
Gdyżeś go swym anjołom tak w opiekę zwierzył,
By sie snadź i o kamyk nigdy nie uderzył..
Nuż poźrzawszy na rozkosz świata obłędnego,
Gdy uźrzemy ze wszech stron dziwne sprawy jego:
Ano z dziwnemi kstałty ptaszkowie latają,
A twą cześć rozlicznemi głosy wyznawają;
Drzewa sie rozkwitają w pięknej zieloności,
Dawając wdzięczny owoc ku ludzkiej żywności;
Kwiateczki sie roztrząsły po szyrokiej ziemi,
A każdy w rożnych farbach dziwnie piękność mieni,
Dawając z siebie dziwne rozliczne wonności,
Takież rożne owoce przyjemnej wdzięczności,
Żywność i smak źwierzętom ku ich pożywieniu,
I inych wiele rzeczy nam ku pocieszeniu.
A gdyż cie w dziwnych sprawach tak wyznać musimy,
A żeś nam Bog łaskawy, tak sobie tuszymy.
Nic nie trudno, kto zacznie co w twe święte imię,
Gdyż pewna, iż ktoć dufa, nigdy nie zaginie.
Bowiem to zacząć, co ma tknąć stanu każdego,
Podobno jest przygodam morza burzliwego:
Kto sie w nim i tam i sam na wsze strony chwieje,
A gdzie przypaść do brzegu, niepewnej nadzieje.
Ano sie rwą powrozy , żagle sie padają,
Kotwice do dna płynąc ledwe dostawają.
Tu nie lza w złej nadzieji jedno deszczkę chwytać,
Bo się tam do przyjacioł barzo trudno pytać.
Lecz iż sie teraźniejsza sprawa prawie ciągnie,
Za onym zacnym gniazdem, gdzie sie cnota lągnie,
Już bezpiecznie pioreczko za nią może płynąć,
A gdzie sie ona kąpie, przy niej sie ochynąć.
Gdyż i zacni przodkowie minęłego wieku,
Widząc, iż nic milszego nie ma być człowieku
Po łasce Pana swego nad sławę poczciwą,
Ktora czyni każdemu wiecznie pamięć żywą,
Nawięcej sie tym pismem tu zawżdy parali,
Ktorym światu powinność jego przytaczali.
Bo nic na tym, chocia kto majętność utraci,
Zawżdy bogat i zacny, gdy sie z cnotą zbraci.
Bowiem choć na mały czas w dobrym mieniu zginie,
Przedsię jego zacny stan zawżdy o nim słynie.
W krotkim czasie zawżdy ji wzgorę wynieść musi,
Bo żadne niepoczciwe oń sie nie pokusi.
A skądże to ma przypaść dziś w tej omylności,
Kto by chciał przyć k tym sprawam a k tej wiadomości?
Nie lza, jedno pisma czyść a sprawy brakować,
A tym co poczciwszego, zawżdy sie sprawować.
Tam najdziesz, jak omylny świat w swych sprawach broił,
A jako dziwnie w ludzioch zawżdy błędy stroił,
Jedny przywodząc k cnotam a drugie w łotrostwo,
Wprawując jedny w zacność a drugie w ubostwo.
Abowiem kto z pilnością to uważać będzie,
Każdy stan by w źwierciedle może baczyć wszędzie.
Na koniec by też był tak rozumu tępego,
Iżby mogł mieć i osła stryja rodzonego,
Gdy uważy odmienność dzisiejszego świata,
Ktora sie, ach niestotyż, w teraźniejsze lata
Tak szyroce rozniosła w wielkiej omylności,
Że prawda potłoczona, bujają chytrości.
Naśladujże jedno tych, ktorzy w swej zacności
Wiedli zawżdy swe stany w zacnej poczciwości.
Tam, wierz mi, nieomylnie we wszytkim sie sprawisz,
Jako na wszem swych stanow i herbow poprawisz.
Abowiem gdy już cnota gdzie swe gniazdo zacznie,
Wnet sie jej skutki zjawią a okażą znacznie.
Ba, niech będzie niedbalec, leniwiec, plugawy,
Alić z niego po chwili Eurialus prawy.
Niech też będzie opilec, karczemnik i zwajca,
Wnet gdy go cnota ruszy, ali z niego rajca.
Tępość, bojaźń, marna myśl, wszytko to zaginie.
Uźrzysz, aż z nikczemnika z cnoty Hektor słynie.
Bo ta umie w poczciwość każdego przystroić,
A nie każdy tych strojow umie krawiec skroić.
Ta sobie i potomstwu umie sławę zjednać,
A rzeczy niepoczciwych uczy sie odżegnać.
Dziwnemi ta przysmaki swe kochanki tuczy,
Przypadłość przyszłych rzeczy rozeznawać uczy,
Dodawając każdemu zacności a sławy,
A znać więc wszytki takie jako kury z pawy.
Bo acz jest rzecz osobna, kiedy przyrodzenie
Pięknie więc i kstałt komu i urodę mieni,
Iż cudna twarz błyszcząc sie rumianem z białości,
Oczy k temu okażą rozliczne wdzięczności.
Krok, pochod, kstałt, postawa, i ine przysmaki,
Okazują zacności jednak jakie znaki.
Lecz to przedsię bez cnoty na głogu jagody,
Bo gdy sie do nich wspinasz, mnimasz, by na gody
Ano przedsię głog drapie i jagoda twarda;
Takżeć uroda piękna a postawa harda,
Kiedy cnoty nie zstanie, też jako głog drapie.
A gdy jeszcze podkowy onej dzikiej szkapie
Osłabieją, już taki i na pisaku padnie,
Bowiem mu sie zatoczyć przydzie barzo snadnie.
Ale kto sie na ocel da cnotą ukować,
Już i na gołoledzi może tym harcować.
Bo choć będzie krzywy nos, oszemłana broda,
By też i ku wilkowi podobna uroda,
A folga przedsię będzie podprawiona cnotą,
Może to bezpiecznie zwać wenecką robotą.
Bo gdy tej nie dostanie, już sie każdy kręci,
Stojąc jako dziki wieprz prawie bez pamięci.
Już wszędy nadsłuchawa, kiedy gdzie kto szepce,
Zda mu sie wszytko o nim, piętą stojąc depce,
Kołnierza poprawuje a czapki potrząsa,
Poglądając w każdy kąt, wargi sobie kąsa.
Ale bezpieczne serce w poczciwej zacności
Stoi, nie trwożąc sie nic, w żadnej omylności.
Żaden mu czas nie straszen, żaden stan nie groźny,
Chociaj więc sądzi, zdawa, chociaj woła woźny.
Nigdy go nic nie ruszą żadne trudne sprawy,
Gdy on żywie poczciwie jako człowiek prawy.
A nikomu nigdy nic nie zostawa winien,
Jedno to co przysłuszy, tego zawżdy pilen.
A tego by ślachetnym mogł nazwać bezpiecznie,
Bo ten jedno ma gody a wolną myśl wiecznie.
Tego sobie poczciwi palcem ukazują,
Gdy widzą; ano drudzy łotrom pochlebują.
A k temu jeszcze pewien i Pańskiej opieki,
Gdyż on wszytkich takowych jest strożen na wieki.
A iście nie dopirko to na świecie słynie,
Iż żadnemu wiernemu włos z głowy nie zginie.
Ani grom, ani piorun nie ruszy takiego,
Gdyż wie, iż jest w obronie wszytek Pana swego.
Ale zły, iż na sie wie zawżdy co sprosnego,
Maca skobli, potrząsa wrzeciądza słabego.
Już zawżdy łosiej skory pociąga na brzuchu,
Już siekiera za pasem, już pies na łańcuchu.
Pilnie pyta ślosarza, ma - li mocną kłodkę.
Buława mu też stoi za rodzoną ciotkę,
A jako w własnym stryju nadzieja w granacie,
A z barchanu natkanym zgrzebiami kabacie.
Więc nie wiem, żywot li, albo jaka rozkosz.
A snadź mało nie lepsza ma pod strzechą kokosz,
Ktora sobie po śmieciach pochadzając gdacze,
A wygrzebszy ziarneczko, polatując skacze.
A nasz jako wilk w jamie umizga sie siedząc,
Bo niebezpieczen chodząc, niebezpieczen jedząc.
Ano by to jeszcze nic, gdyby z pełna sława,
Ale i o tej przy tym zawżdy szpetna sprawa.
A tak oni mędrkowie, co wypisowali
Rozliczne świeckie burdy: i jako pływali
Po morzu, i gdzie Scylla i Karybdys bywa,
I jakich strachow każdy tam będąc używa,
Jakie ryby i dziwny tam sie okazują,
I jako marynarze z okręty harcują,
Jako Wenus błaźniła prostaki na świecie,
Jako Kupido strzelał to swe głupie kmiecie,
Jako broił Herkules, kiedy zabił hydrę;
Ano dziś i prosty chłop też zabije wydrę.
Owa niebo i ziemia pismy podkreślali,
Okazując rozumy, dziwy wymyślali.
A zbiegali na świecie omylności wszytki,
Szukając, aby z tego rosły im pożytki.
Ano żaden pożytek więtszy być nie może,
Byś nie nabarzej wspinał z rozumem, niebożę,
Jedno co cnoty uczy a wdzięcznej skromności;
Na to by nie litować pracej ni trudności,
A to ludziom przywodzić nędznym ku pamięci,
Co razem i dobrą myśl, i duszę poświęci.
Bo są w narodzie ludzkim smaczne ty trzy rzeczy,
A iście je każdy stan miałby mieć na pieczy:
Pożyteczne, rozkoszne a poczciwe k temu,
Lecz poślednie ma milsze być ze wszech każdemu.
Bo wszytki ine sprawy pełne omylności,
Jedno to na wieki trwa, co jest z poczciwości.
A o tym by snadź wszyscy pisać i czyść mieli,
Czym by w poczciwej sławie na wieki słynęli.
Bo co jest, iż kto pisał Wenusowe błędy,
Kupidowe zastrzały, Parysowe sądy,
Ony listy gamrackie, co sobie pisali
Ci, co tu w wszeteczeństwie świata używali?
Nic, jedno tym pomoże niewinne młodości,
Ktorzy jeszcze nie znali żadnej wszeteczności,
Iż czytając ty sprawy, takież sie w nich ćwiczy,
A zacne przyrodzenie ostatka dożyczy,
Ktore w bujnej młodości by wirzbowa witka,
Kędy ją chcesz nachylić, tędy roście wszytka.
Aleby tak snadź kto rzekł, iż zacni stanowie,
Gdy nie mają co czynić, czytają to sobie,
By sie po trudnych sprawach wżdy też pocieszyli,
A wzwiedzieli wszytek świat, gdzie sami nie byli.
Ale by ci baczyli, co na nich zależy,
Snadźby to opuścili, z czym prędko czas bieży.
A lepiej by sie uczyć takich przystojności,
Ktoremi by swój stan wieść w zacnej poczciwości.
Bo jeszcze nie tak dziwno, gdy mały stan błądzi,
A iż go przedsię cnota z poczciwością rządzi.
Ale kiedy ow bałwan na świat wysadzony,
Ktorego oczy widzą i z dalekiej strony,
A uszy o nim słyszą, języki wołają,
Ony jego wszeteczne sprawy roznaszają,
To jest gorsze niżli wrzod, niżli scyjatyka,
Gdy po światu roznoszą marnego nędznika,
Ktory miał być przykładem inym w poczciwości;
Ano piosnki śpiewają o Jego Miłości.
O, nędzaż to fortuna, kogo tak rozpieści,
Natkawszy pełne kąty wszędy przypowieści
Marnych o jego stanie, po światu rozniesie;
Ledwe o nim nie wyją czasem wilcy w lesie.
A coż im to sprawuje? Jedno złe ćwiczenie
A małe na swe stany poczciwe baczenie.
Już on mnima, gdy panem, iż jest Plato prawy.
Ano wyborny Dromo, kto zna jego sprawy.
Mnima, iż gdy chce, może rozumu pożyczyć.
Anoby sie nieboże lepiej własnym ćwiczyć,
By sie i drudzy potym od ciebie uczyli,
A tej pustej stodoły darmo nie tuczyli.
Bo co jest srebro, złoto, altembasy, szaty,
Ściany pięknie obite rozlicznemi płaty,
A w nich siedzi idolum, by w karmniku kiernoz;
Przystojniej by mu czasem dźwignąć ze błota woz.
Rownie jako na osła, gdy z złotym forbotem
Włożą piękny rząd srebrny, wszytko spluska błotem,
Takież nasz miły duszka, gdy ze pstremi bramy
Siędzie, wszytko popluska; wszak je dobrze znamy.
Nie pomoże nic świni, by szła w złotohławie.
Przedsię ona do błota a zawżdy w złej sławie.
Także bogacz nadęty a nic k rozumowi
Podobien ku brzmiącemu grochem pęcherzowi.
Bo i szara sukienka, kiedy w poczciwości,
Nadobnie umie zdobić każdego zacności.
Bo pokornie malują cnotę, nie w sajanie;
A zda mi się, iż u niej bramy barzo tanie.
Acz i bram poczciwemu nigdy nie zawadzi,
Lecz to barzo szpetny wzor, kto swą cnotę zdradzi,
Co narychlej przypada z pieszczoty wszetecznej,
Ktora na małej pieczy miewa sławy wiecznej.
Bo każdy baczyć może, co więc z tego roście,
A prawie k rozumowi nie potrzebni goście:
Bujna myśl a wzgardzenie, nadętość a prożność,
A to wszytko z rozumem, wierz mi, wielka rozność.
Bo kogo już więc nazbyt fortuna rozpieści,
Już więc tam płocho w głowie, już trwoga bez wieści.
Abowiem kto chce prawym rozumem szafować,
Już tam trzeba czujniej spać a rzadko prożnować.
Bo praca zawżdy chce mieć przypadłe pożytki,
Co jest na małej pieczy, gdzie są na wszem zbytki.
Leży rozwaliwszy brzuch, myśli albo brząka,
Ledwe aż sie jeść zachce, toż jako wieprz krząka.
Ano iście nie trzeba pieszczoty leniwej,
Kto chce zamki ubieżeć do cnoty poczciwej.
Łacnoć z Owidyjuszem, kiedy o miłości
Przeczytasz jego błędne świeckie wszeteczności.
Albo i Wergiliusz, gdy wiedzie z przełaje
Ony dziwne fabuły, co je baba baje.
Czym sie więc młody rozum prawie zamieszawa,
Gdy opuści prawy grunt a w plotki sie wdawa.
Albo inszy kuglarze, co tego na świecie
Napisali z szumnych łbow, aż sie myśl zaplecie.
Bo rozum ma ostry nas a skrzydła szyrokie,
A jako bujny orzeł lata pod obłoki
A nie bawi sie nigdy nic plotkami znacznie,
A barzo ji snadnie znać, gdzie swe gniazdo zacznie.
Bowiem każdą skrytą myśl snadnie wyda mowa,
Gdyż zawżdy gęba plecie, o czym myśli głowa:
Oracz zawży o pługu z trzosłem, o lemieszu
Mnich także o kapicy, o trepkach, o pleszu.
Rycerz z tarczą a z drzewem wnet na plac wyjdzie,
A każdy więc swą porze na każdej biesiadzie.
Myśliwiec też z ogary, z rarogi a z charty
Jedzie na plac, choć szkapie będzie grzbiet odarty.
Marynarz żagle toczy, kotwic poprawuje,
A każdy z tym, co umie, po placu harcuje.
Owa sie nie utai nigdy w worze szydło;
Każdy tego, co umie, nie puści na skrzydło.
A tak tym zamieszaniem siła młodych głowek,
Nabrawszy w młody rozum niepotrzebnych słowek,
Teraz tym, teraz owym myśl sobie zakręci,
Aż czasem razem wszytko wynidzie z pamięci.
Abowiem, co chce, z wosku barzo snadnie zlepi. -
Także też są odmienne młodej głowy sklepy.
Ale gdy wdzięczna młodość w to bywa wprawiona,
Czym by potym jej zacność była ozdobiona,
A z młodu jako pczołka na tych ziołkach drobnych
Zbiera, co k rozumowi, w naukach podobnych,
Już więc potym kiedy sie bezpieczniej rozlała,
To już i po wysokich drzewach sobie trzpiała,
A snadnie już dochodzi onych wiadomości,
Skąd przychodzą ślachetnych stanow poczciwości.
Już i ziemię i niebo snadnie umie zbiegać
A każdą rzecz wątpliwą rozumem rozeznać.
Skąd więc rostą powagi, rostą i pożytki,
Cnoty sie zamnażają, a niszczeją zbytki.
A tak więc przychadzają ku onej zacności,
W ktorej fałszu nie bywa ani omylności,
Jedno szczyra ślachetność a ona cna cnota,
Ktora i dyjamenty, i błyszczące złota,
Gdyby była na wadze, barzo z kloby mija,
A prawie swa zacność, aż niebo przebija.
Bez ktorej sie ślachetnym żaden nie może zwać,
A ta jedno bezpiecznie umie nas rozeznać
Od onych błędnych źwirząt, ktore chodzą z rogi,
A prawie nas ziemskiemi na wszem czyni bogi.
A gdy k temu rozumem będzie ozdobiona,
Nie inaczej, by perła złotem osadzona.
Już sie więc na wsze strony świeci w swej jasności
A daleko sie błyszczą jej sławne zacności
Ale kto ją też zasię ozdobiwszy złotem,
Przysadziwszy piękny smalc i popluska błotem,
Już sie mieni jej zacność w onym marnym smrodzie,
Jakoby zacny smarag powiesił w wychodzie,
Albo gdy w pięknym gmachu marnym dymem kurzą,
Albo gdy jasne słońce zajdzie szpetną burzą.
Także rozum bez cnoty, gdzie sie zamnoży,
Pospolicie ku złemu barziej sie zatrwoży.
Już sie więc jego strzelby na wspak obracają,
A gdzie barzej obrazić, tu miejsca macają.
A kiedy ji więc kto zmiesza z poczciwością
A nie da sie uwodzić wszeteczną chciwością,
Przyczytając każdemu, co komu należy,
Ten zawżdy zawod wygra, bo z drogi nie zbieży.
A iż k temu swą sławę chowa sprawiedliwie,
Ni z kim nie jest obłudnie, lecz z każdym prawdziwie.
Blask od złota nie ćmi mu poczciwego wzroku
A od cnej powinności nie zstąpi na kroku.
Język ma w posłuszeństwie, na szrot go nie puszcza
I drugiego k złym sprawam nigdy nie poduszcza.
Szkodliwie nic nikomu nigdy nie zaszkodzi,
Owszem aby wszem służył, zawżdy na to godzi.
Upadłego w przygodzie, czym może, ratuje
A na wszem onę jasną szczyrość okazuje.
A ktoż by mogł takiego naganić prawdziwie,
Ktory by żył w tak zacnych zwyczajoch poczciwie?
Chybaby sie, nie wstydał ni ludzi, ni Boga
A musiałaby pewnie być tam we łbie trwoga.
By też zrosły u bydła albo był pasterzem,
Przedsię go u swej cnoty może zwać kanclerzem.
A kiedy jeszcze k temu nauka przypadnie,
Już ono przyrodzenie jeszcze więcej zgadnie,
Jakiemi sie przypadki ma cnota ozdobić
I jakiemi jej pokoj spalerami obić.
Bo acz koń cudne źwirzę, kiedy bystro kroczy,
Ale gdy w pięknej uździe, jeszcze bujniej skoczy.
Albo i białagłowa, gdy brwi zafarbuje,
Już więc sobie w taneczku bujniej poskakuje.
Bo więc i miedź, gdy będzie pięknie pozłocona,
Albo folga pod prosty kryształ podprawiona,
Już każda rzecz zacniejsza ozdobiona bywa
A już sie tej nikczemność pięknością pokrywa.
Takżeć cne przyrodzenie cnotą ozdobione,
Gdy k temu naukami będzie przystrojone,
Wiele może podparte być tym przyrodzenie,
Gdyż każdemu stworzeniu potrzebne ćwiczenie.
Bo zwyczaj złej natury siła złamać może,
A gdy sie z dobrą zmiesza, więcej jej pomoże.
Bo i owa tablica siła przed tą miewa,
Ktora tak goło wisi, co pisana bywa.
Bo sie gołą tablicą tak nasz rozum rodzi
A co na niej napiszą, to już więc z tym chodzi.
A jako paw przed kury w pierze ozdobiony,
Tak sie też przed prostaki szyrzy nauczony.
Bo jedno ma z ćwiczenia, z przyrodzenia drugie,
A na każde postępki ma świadectwa długie.
A tak to jest każdemu, kto sie jedno baczy
A kogo wżdy rozumem szczęście ozdobić raczy,
Nade wszytko przystojnie, aby sie tym parał,
Czym by w sobie swowolne sam myśli pokarał.
Bo to rozum nawiętszy, kto sie sam doznawa
A to, co mu przystoi, pięknie rozeznawa.
Czego acz z przyrodzenia czasem wiele znajdzie,
Ale bezpieczniejszy krok ku onej cnej prawdzie,
Kto ją umie rozeznać: jednę część z nauki,
A drugą z przyrodzenia, nie ledać to sztuki.
Ale gdzie sie zaś upor zaplecie w rozumie,
Wielki gwałt przyrodzenia zawżdy czynić umie.
A prożno sie takowy ma mądrym nazywać,
Kto w tym burzliwym morzu bez wiosła chce pływać.
I nie zawżdy tam będzie, gdzie myśli w tej stronie:
Zapłynąwszy na głębię, barzo rad utonie.
Bo zawżdy więc takowy musi sie obłądzić,
Co sie uporu swemu da tak na wszem rządzić.
Już tam mało rozumu, gdzie upor panuje
A, by nalepsze sprawy, opak on nicuje.
Wszyscy namędrszy ludzie takiemu zawadzą,
Choć mu czasem nalepiej i na dobre radzą.
A gdy sie żadnemu on w tym nie da hamować,
Tam rozum uporowi musi ustępować.
A barzo to jest sroga dziś na wszytki wędka,
Upornie w rzecz wskakować bez rozumu, z prędka.
Więc też snadź ani wiedzy tacy, jako giną,
Bo upornych myśli ich przygody nie miną.
A każdy im bezpieczniej w swym uporze chodzi,
Tym rychlej nie obaczy, gdzie w siodło ugodzi.
Lecz gdzie poczciwy rozum dawa sobie radzić,
Temu żadna przygoda nie może zawadzić.
Bo łacno przyć ku kresu, kto sie da nauczyć,
I bezpiecznie we wszytko ten może utuczyć.
A nadobna to w każdym jest zawżdy przysada,
Gdzie sie złącza z rozumem na wszem mądra rada.
A tak gdyż ty klenoty tak zacne baczycie,
Dzierżcie sie ich, radzę wam, potym obaczycie.
|
|