Ïðî÷èòàíèé : 250
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Godzina, której nie było...
1
Dnie całe i całe noce
Słowikiem ogród dygoce,
Jakby w kochaniu zawziętem
Ptak krzesał o diament diamentem.
W nut rozsypanych bezsensie
Staw żabim chórem się trzęsie;
W lesie kukułka tętniąca
Bije godzinę bez końca,
Kłamie w zielonym zapale,
Wydzwania z upartą siłą
Godzinę, której nie było
I jakiej nie będzie wcale...
2
Tak mi się usta milczeniem znużyły,
Że dziś, choć wolno – mówić już nie zdołam.
Możem odwykła – może nie mam siły –
Tylko cię sercem po imieniu wołam,
Tylko z twym cieniem witam się cichaczem,
O ty mój miły! miły – miły – miły –
I w trawy, twarzą, padam z wielkim płaczem!
3
Na dno zapadam kwitnących traw,
Niebo nade mną, jaskry i szczaw,
Słońcem opiły klonowy liść –
I tak jest cudnie, że mógłbyś przyjść...
I tak jest cudnie, że trwać byś mógł,
Nim w słońcu zblednie różowy głóg,
Nim weroniczki zwiędną i ślaz –
Mógłbyś się sercu śnić jeszcze raz,
Nim wiatr z pokwiatu odmuchnie mlecz –
Potem byś sobie znów poszedł precz...
4
Na trawy leżę płytkim dnie – wciśnięta
Twarzą w szczaw chłodny... Wiatr pachnie i mięta...
Wszystko jest wokół latem i niedzielą,
Gdzieś tam, wysoko, obłoki się bielą.
Wolno upływa dzień, jak miód ze słoja –
I każda we mnie kropla krwi – jest twoja!
Jako się sączy krew z otwartej rany,
Cicho upływa czas nietamowany...
|
|