Ïðî÷èòàíèé : 133
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Oczekiwanie
W takie wieczory na nic się nie czeka,
słucha się dzwonka, co u sani brzęczy,
smaga się konie, biegnące z daleka
po horyzontu skrzypiącej obręczy.
Może to do nas jadą goście mili?
Przychodzi siostra, biorę ją za ręce
i tak jak jestem, w iskrach śniegu pędzę
do ludzi, których będziemy gościli.
Ale w dym mrozu odjeżdżają sanie,
przestrzeń po dzwonkach zasypuje zima,
siostra mi kładzie lewą dłoń na ramię,
a w prawej moją zimną rękę trzyma.
I znów patrzymy, każde w swoim oknie,
na śnieg kudłaty, na rogate drzewa;
jeśli się palcem tej gałęzi dotknie,
do kotła studni suchy blask się wlewa.
Po co się martwić, głos twój nie wywoła
miłego chłopca na odległość źrenic.
Jeszcze wyjść można z krajobrazu koła,
ale nie można jego smutku zmienić.
Jeszcze się z wieńcem zjawią u nas goście,
zabębni zima i flet wrzaśnie ostro;
a wy na czapkach pawie pióra stroszcie,
a ty się ubierz w białą zamieć, siostro.
I znów stoimy, każde w swoim oknie,
z czołem na szybie, z nieruchomą twarzą;
może się zjawi, ręki twojej dotknie
i jego oczy policzki ci sparzą?
|
|