Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Szymon Szymonowic

Ïðî÷èòàíèé : 151


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Sielanka trzecia

Sileneus



Przedsię  wy,  leśne  Muzy,  przedsię  w  pieśni  swoje!
Chromis,  Mikon  i  Mnazyl,  małych  chłopiąt  troje,
Sylena  w  cichej  jamie  zdybali  spiącego.
Jeszcze  był  nie  wyszumiał  z  wina  wczorajszego.
Jako  zawsze  wieńce  mu  z  głowy  pospadały,
Dzban  tylko  i  multanki  przy  stronie  wisiały.
Rzucą  się  nań  i  jegoż  własnymi  wieńcami
Imą  więżąc,  bo  nie  raz  ich  obietnicami
Starzec  wodził,  a  oni  darmo  się  kłaniali,
A  nigdy  nic  od  niego  nie  otrzymywali.
Gdy  się  kręcą,  wtym  Egie  do  onej  biesiady
Przypadnie,  Egie  między  wszystkimi  najady
Napiękniejsza,  a  gdy  już  patrzał,  jako  miała
Pełną  garść  kalin,  twarz  mu  nimi  popisała.
Rośmieje  się  i  rzecze:  "Po  co  mię  wiążecie?
Rozwiążcie,  dzieci!  Pieśni  będzie,  ile  chcecie.
Wam,  dzieci,  piękne  pieśni  będą,  a  ty  za  tę
Uczynność  weźmiesz,  miła,  inakszą  zapłatę".
Wtym  zaczynał,  a  nimfy  zewsząd  się  zbiegały
I  niektóre  z  faunami  taniec  gotowały.
Żwierz  dziki  z  gór  się  sypał;  las  i  wielkie  sośnie,
I  cokolwiek  bujnego  drzewa  w  boru  rośnie,
Wierzchami  potrząsały,  właśnie  by  rozumne,
I  wiatrowie  ciszyli  swoje  wiania  szumne.
Ani  się  tak  dziwuje  Izmar  Orfeowi,
Ani  skała  parnaska  mądremu  Febowi.
A  on  śpiewał,  jako  świat  stworzeń  od  początku,
Jako  przed  wiekiem  rzeczy  tych  nie  było  szczątku,
Jako  ziemia  w  swych  grunciech  zawieszona,  jako
Wody,  ognie,  powietrza  dzielą  się  trojako:
Skąd  ludzki  rodzaj,  skąd  źwierz  wszelki  inszy  niemy,
Jako  od  bydła  rożnym  darem  my  żywiemy.
Skąd  sionce,  skąd  gwiazdami  niebo  osypane,
Czemu  księżyce  biorą  w  światłości  odmianę.
Skąd  wichry,  skąd  pioruny,  skąd  straszliwe  gromy,
Co  ziemią  trzęsie  i  gdzie  są  piekielne  domy.
Czemu  za  wieków  złotych  ni  ziemie  orania,
Ni  było  po  szerokich  morzach  żeglowania,
Ani  zbrój,  ani  mieczów,  ani  wojen  znano,
Ani  praw,  ani  wielkich  statutów  pisano,
Cnotą  i  przyrodzeniem  ludzie  się  rządzili,
Aż  się  potym  znienagła  swej  wolej  napili.
Więc  z  ojców  niepobożnych  nie  lepszy  synowie,
A  z  złych  synów  gorszy  się  rodzili  wnukowie.
Na  koniec  do  żelaznych  przyszło  wieków  smutnych,
W  których  się  namnożyło  siła  serc  okrutnych,
Siła  zdrad,  siła  fałszów.  Brat  powstał  na  brata,
Syn  na  ojca;  tu  żona  męża  gładzi  z  świata,
Tu  gość  gościa,  sąsiedzi  wzajem  się  mordują,
Złe  macochy  pasierbom  truciny  gotują,
A  święta  Sprawiedliwość,  która  tu  mieszkała
Obecnie  z  ludźmi,  natwet  w  niebo  uleciała.
A  wtym  Bóg  rozgniewany  świat  potopem  psował,
Dwoje  tylko  lepszych  dusz  przy  zdrowiu  zachował.
A  ci  więc  znowu  ludzkie  wieki  rozmnażali,
Gdy  kości  wielkiej  matki  przez  głowę  miotali.
K  temu  przydawał,  jako  syn  niezwyciężony
Jowiszów  świat  przejeździł  i  na  wszystkie  strony
Strasznym  był.  A  cóż  po  tym?  Wszystkim  jego  była
Moc  straszna,  a  samego  domowa  zgubiła.
Po  co,  śliczna  królowa,  dufasz  w  chytre  czary?
Po  co  mężowi  swemu  ślesz  nieszczęsne  dary?
Nie  to  cię  ma  zalecić,  nie  to  wiarę  daje,
Ale  nienaganione,  święte  obyczaje.
Potym  śmiech  wszystkich  bogów,  gdy  Marsa  sieciami
Przyrzucił  Wulkan,  a  sam  połyskał  rogami.
Więc  bystrą  Atalantę,  która  swe  panice
Traciła  przez  zawodu  srogą  obietnice.
Więc  ciebie,  Enomau,  ach,  ojcze  przeklęty!
I  na  toż  uczyniony  małżeński  stan  święty,
Aby  nim  nieostrożna  młódź  szła  do  utraty?
le  do  ciebie,  zły  ojcze,  jeździć  było  w  swaty.
Zły  ojcze,  i  na  tożeś  pięknych  cór  namnożył,
Abyś  nimi  nad  zdrowiem  zięciów  swych  się  srożył?
I  wy,  bezecne  siostry,  wy  nielutościwe,
Coście  pomordowały  swe  męże  właściwe,
Za  co  w  piekle  bezdenną  banię  nalewacie,
Bezdenną,  a  prace  swej  korzyści  nie  macie.
Bodaj  i  ta  niedługo  wzięła  równą  mękę,
Co  przypsiągszy  i  ślubem  uwiązawszy  rękę,
Potym  do  niecudnego  rozwodu  skoczyła,
A  męża  ojczystych  państw  pięknych  pozbawiła.
A  on  nędznik,  małżeństwa  słowem  omylony,
Został  wygnańcem  i  dziś  jedzie  w  obce  strony.
Potym  przypomniał,  jako  skrzętną  Koronidę
Chciwe  oko  do  paniej  przywiodło  w  ohydę,
Ze  ją  od  fraucymeru  swojego  wygnała.
Nędznico,  do  czego-ć  nic,  czemuś  wiedzieć  chciała?
Nie  zżyje  z  ludźmi,  kto  się  chce  o  wszystkim  badać,
Kto  skrzętny  i  językiem  nie  umie  ten  władać.
A  język  naszkodliwsza  sztuka  u  człowieka,
Przełóż  i  ciebie  każdy  omijał  z  daleka,
A  tyś  tylko  nad  brzegi  pustymi  schadzała,
Ażeś  się  w  wronie  pióra  na  koniec  odziała.
I  tyś,  kruku,  przed  laty  pięknym  ptakiem  bywał,
I  białością  z  łabęćmi  dobrze  porównywał.
Język,  bezecny  język  i  pióry  czarnymi
Oszpecił  cię,  i  z  ptaki  pomieszał  grubymi.
I  teraz,  gdybyś  cicho  latał,  cicho  siadał,
Mniej  byś  miewał  zazdrości  i  lepiej  byś  jadał;
Ale  ty  wszędzie  kraczesz  i  sroki  cię  znają,
I  psi,  i  wilcy  prawie-ć  z  gęby  wydzierają.
Takie  piosnki  wymyślał  niegdy  kształtem  nowym
Apollo,  gdy  za  bydłem  chodził  Admetowym,
I  na  bukach  wycinał.  Stamtąd  wyczytali
Satyrowie  i  także  po  lesiech  śpiewali.
Oni  śpiewali,  lasy  im  się  odzywają,
A  lasom  się  wokoło  góry  sprzeciwiają.
A  starca  więc  tam  one  chłopięta  trzymały,
Aż  już  prawie  ostatnie  zorze  zapadały;
Dopiero  się  rozeszli,  każdy  w  swoje  ślady,
Chłopcy  z  bydłem  do  domu,  Sylen  do  biesiady.


Íîâ³ òâîðè