Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïåðñîíàëüíûé ×ÀÒ Yrina9
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Jan Kochanowski

Ïðî÷èòàíèé : 366


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Tren XIX - albo Sen

Żałość  moja  długo  w  noc  oczu  mi  nie  dała
Zamknąć  i  zemdlonego  upokoić  ciała  ;
Ledwie  mię  na  godzinę  przed  świtaniem  swymi
Sen  leniwy  obłapił  skrzydły  czarnawymi.
Natenczas  mi  się  matka  włamie  ukazała,
A  na  ręku  Orszulę  moję  wdzięczną  miała,
Jaka  więc  po  paciorek  do  mnie  przychodziła,
Skoro  z  swego  posłania  rano  się  ruszyła.
Giezłeczko  białe  na  niej,  włoski  pokręcone,
Twarz  rumiana,  a  oczy  ku  śmiechu  skłonione.
Patrzę,  co  dalej  będzie,  aż  matka  tak  rzecze:
"Śpisz,  Janie?  czy  cię  żałość  twoja  zwykła  piecze?"
Zatym-em  ciężko  westchnął  i  tak  mi  się  zdało,
Żem  się  ocknął.  -  A  ona,  pomilczawszy  mało,
Znowu  mówić  poczęła  :  "Twój  nieutolony
Płacz,  synu  mój,  przywiódł  mię  w  te  tu  wasze  strony
Z  krain  barzo  dalekich,  a  łzy  gorzkie  twoje
Przeszły  aż  i  umarłych  tajemne  pokoje.
Przyniosłam  ci  na  ręku  wdzięczną  dziewkę  twoją,
Abyś  ją  mógł  oglądać  jeszcze,  a  tę  swoją
Serdeczną  żałość  ujął,  która  tak  ujmuje
Sił  twoich  i  tak  zdrowie  nieznacznie  twe  psuje,
Jako  ogień  suchy  knot  obraca  w  perzyny,
Darmo  nie  upuszczając  namniejszej  godziny.
Czyli  nas  już  umarłe  macie  za  stracone
I  którym  już  na  wieki  słońce  jest  zgaszone?
A  my,  owszem,  żywiemy  żywot  tym  ważniejszy,
Czym  nad  to  grube  ciało  duch  jest  szlachetniejszy.
Ziemia  w  ziemię  się  wraca,  a  duch,  z  nieba  dany,
Miałby  zginąć  ani  na  miejsca  swe  wezwany?
O  to  się  ty  nie  frasuj,  a  wierz  niewątpliwie,
Że  twoja  namilejsza  Orszuleczka  żywie.
A  tu  więc  takim  ci  się  kształtem  ukazała,
Jakoby  się  śmiertelnym  oczom  poznać  dała.
Ale  między  anioły  i  duchy  wiecznymi
Jako  wdzięczna  jutrzenka  świeci,  a  za  swymi
Rodzicami  się  modli,  jako  to  umiała
Z  wami  będąc.  choć  jeszcze  słów  nie  domawiała.
Jesliżeć  też  stąd  roście  żałość,  że  jej  lata
Pierwej  są  przyłomione,  niżli  tego  świata
Rozkoszy  zażyć  mogła?  O  biedne  i  płone
Rozkoszy  wasze,  które  tak  są  usadzone,
Że  w  nich  więcej  frasunków  i  żałości  więcej!
Czego  ty  doznać  możesz  sam  z  siebie  napręcej!
Ucieszyłeś  się  kiedy  z  dziewki  swej  tak  wiele,
Żeby  pociecha  twoja  i  ono  wesele
Mogło  porównać  z  twoim  dzisiejszym  kłopotem?
Nie  rzeczesz  tego,  widzę!  Także  trzymaj  o  tem,
Jakoś  doznał,  ani  się  frasuj,  że  tak  rana
Twojej  ze  wszech  namilszej  dziewce  śmierć  zesłana!
Nie  od  rozkoszyć  poszła;  poszłać  od  trudności,
Od  pracej,  od  frasunków,  od  łez,  od  żałośni,
Czego  świat  ma  tak  wiele,  że  by  też  co  było
W  tym  doczesnym  żywocie  człowieczeństwu  miło,
Musi  smak  swój  utracić  prze  wielkość  przysady,
A  przynamniej  prze  bojaźń  nieuchronnej  zdrady.
Czegóż  płaczesz,  prze  Boga?  Czegóż  nie  zażyła?
Że  sobie  swym  posagiem  pana  nie  kupiła?
Że  przegróżek  i  cudzych  fuków  nie  słuchała?
Że  boleści  w  rodzeniu  dziatek  nie  uznała?
Ani  umie  powiedzieć,  czego  jej  troskliwa
Matka  doszła  :  co  z  więtszym  utrapieniem  bywa,
Czy  je  rodzić,  czy  je  grześć?  -  Takieć  pospolicie
Przysmaki  wasze,  czym  wy  sobie  świat  słodzicie!  -
W  niebie  szczere  rozkoszy,  a  do  tego  wieczne,
Od  wszelakiej  przekazy  wolne  i  bezpieczne;
Tu  troski  nie  panują,  tu  pracej  nie  znają,
Tu  nieszczęście,  tu  miejsca  przygody  nie  mają,
Tu  choroby  nie  najdzie,  tu  nie  masz  starości,
Tu  śmierć,  łzami  karmiona,  nie  ma  już  wolności.
Żyjem  wiek  nieprzeżyty,  wiecznej  używamy
Dobrej  myśli,  przyczyny  wszytkich  rzeczy  znamy.
Słońce  nam  zawżdy  świeci,  dzień  nigdy  nie  schodzi
Ani  za  sobą  nocy  niewidomej  wodzi.
Twórcę  wszech  rzeczy  widziem  w  jego  majestacie,
Czego  wy,  w  ciele  będąc,  prózno  upatrzacie.
Tu  w  czas  obróć  swe  myśli,  a  chowaj  się  na  te
Nieodmienne,  synu  mój,  rozkoszy  bogate!
Doznałeś,  co  świat  umie  i  jego  kochanie;
Lepiej  na  czym  ważniejszym  zasadź  swe  staranie!
Dziewka  twoja  dobry  los,  możesz  wierzyć,  wzięła,
A  własnie  w  swoich  rzeczach  sobie  tak  poczęta,
Jako  gdy  kto,  na  morze  nowo  się  puściwszy,
A  tam  niebezpieczeństwo  wielkie  obaczywszy,
Woli  nazad  do  brzegu.  Drudzy,  co  podali
Żagle  wiatrom,  na  ślepe  skały  powpadali;
Ten  mrozem  zwyciężcny,  ten  od  głodu  zginął,
Rzadki,  co  by  do  brzegu  na  desce  przypłynął.
Śmierci  zniknąć  nie  mogła,  by  też  dobrze  była
Onę  dawną  Sybillę  wiekiem  swym  przeżyła.
To,  co  mimo  być  potym,  uprzedzić  wolała;
Tymże  mniej  tego  świata  niewczasów  doznała,
Drugie  po  swych  namilszych  rodzicach  zostają
I  ciężkiego  siroctwa,  nędzne,  doznawają.
Wypchną  drugą  za  męża  leda  jako  z  domu,
A  majętność  zostanie,  sam  to  Bóg  wie  komu.
Biorą  drugie  i  gwałtem,  a  biorą  i  swoi,
Ale  i  w  hordach  część  się  wielka  ich  zostoi,
Gdzie  w  niewoli  pogańskiej  i  w  służbie  sromotnej
Łzy  swe  piją  czekając  śmierci  wszytkokrotnej.
Tego  twej  wdzięcznej  dziewce  bać  się  już  nie  trzeba,
Która  w  swych  młodych  leciech  wzięta  jest  do  nieba
Żadnych  frasunków  tego  świata  nie  doznawszy
Ani  grzechem  dusze  swej  drogiej  pomazawszy.
Jej  tedy  rzeczy,  synu  -  nie  masz  wątpliwości  -
Dobrze  poszły,  ani  stąd  używaj  żałości!  -
Swoje  szkody  tak  szacuj  i  omyłki  swoje,
Abyś  nie  przepamiętał,  że  baczenie  twoje
I  stateczność  jest  droższa!  W  tę  bądź  przedsię  panem,
Jako  się  kolwiek  czujesz  w  pociechy  obranem.
Człowiek  urodziwszy  się  zasiadł  w  prawie  takim,
Że  ma  być  jako  celem  przygodom  wszelakim;
Z  tego  trudno  się  zdzierać!  Pocznimy,  co  chcemy,
Jesli  po  dobrej  woli  nie  pójdziem,  musiemy,
A  co  wszystkich  jednako  ciśnie,  nie  wiem,  czemu
Tobie  ma  być,  synu  mój,  naciężej  jednemu.
Śmiertelna  jako  i  ty  twoja  dziewka  była;
Póki  jej  zamierzony  kres  był,  póty  żyła.
Krótko  wprawdzie!  ale  w  tym  człowiek  nic  nie  włada,
A  wyrzec  też,  co  lepiej,  niełacno  przypada.
Skryte  są  Pańskie  sądy;  co  się  Jemu  zdało,
Nalepiej,  żeby  się  też  i  nam  podobało.
Łzy  w  tej  mierze  niepłatne;  gdy  raz  dusza  ciała
Odbieży,  prózno  czekać,  by  się  wrócić  miała.
Ale  człowiek  nie  zda  się  praw  szczęściu  w  tej  mierze,
Że  szkody  pospolicie  tylko  przed  się  bierze,
A  tego  baczyć  nie  chce  ani  mieć  w  pamięci,
Co  mu  też  czasem  padnie  wedle  jego  chęci.
Tać  jest  władza  Fortuny,  mój  namilszy  synie,
Że  nie  tak  uskarżać  się,  kiedy  nam  co  zginie,
Jako  dziękować  trzeba,  że  wżdam  co  zostało,
Bo  to  wszytko  nieszczęście  w  ręku  swoich  miało.
A  tak  i  ty,  folgując  prawu  powszechnemu,
Zagródź  drogę  do  serca  upadkowi  swemu
A  w  to  patrzaj,  co  uszło  ręki  złej  przygody;
Zyskiem  człowiek  zwać  musi,  w  czym  nie  popadł  szkody
Na  koniec,  w  co  się  on  koszt  i  ona  utrata,
W  co  się  praca  i  twoje  obróciły  lata,
Któreś  ty  niemal  wszytkie  strawił  nad  księgami,
Mało  się  bawiąc  świata  tego  zabawami?
Teraz  by  owoc  zbierać  swojego  szczepienia
I  ratować  w  zachwianiu  mdłego  przyrodzenia!
Cieszyłeś  przedtym  insze  w  takiejże  przygodzie:
I  będziesz  w  cudzej  czulszy  niżli  w  swojej  szkodzie?
Teraz,  mistrzu,  sam  się  lecz!  Czas  doktór  każdemu,
Ale  kto  pospolitym  torem  gardzi,  temu
Tak  póznego  lekarstwa  czekać  nie  przystoi!
Rozumem  ma  uprzedzić,  co  insze  czas  goi.
A  czas  co  ma  za  fortel?  Dawniejsze  świeżymi
Przypadkami  wybija,  czasem  weselszymi,
Czasem  też  z  tejże  miary;  co  człowiek  z  baczeniem
Pierwej,  niż  przyjdzie,  widzi  i  takim  myśleniem
Przeszłych  rzeczy  nie  wściąga,  przyszłych  upatruje
I  serce  na  oboję  fortunę  gotuje.
Tego  się,  synu,  trzymaj,  a  ludzkie  przygody
Ludzkie  noś;  jeden  jest  Pan  smutku  i  nagrody."
Tu  zniknęła.  -  Jam  się  też  ocknął.  -  Aczciem  prawie
Niepewien,  jeslim  przez  sen  słuchał  czy  na  jawie.


Íîâ³ òâîðè