Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Jan Kochanowski

Ïðî÷èòàíèé : 136


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Księgi pierwsze – Pieśń VI

Acz  mię  twa  droga,  miła,  barzo  boli,
Nie  chcę  cię  trzymać  przeciw  twojej  woli;
Z  mej  strony  bodaj  wszystko  dobre  miała,
Kędy  się  kolwiek  będziesz  obracała.

Lecz  sama  widzisz,  jakie  wiatry  wstają,
Jakie  po  niebie  chmury  się  mieszają.
Ja  wiem,  co  umie  morze  i  szalony
Wicher,  na  wody  słone  uniesiony.

Niech  żony  srogich  pohańców  i  dzieci
Doświadczą,  jakim  pędem  wicher  leci
Morze  mieszając;  huczą  srogie  wały,
A  brzeżne  w  gruncie  wzdrygają  się  skały.

Takci  się  biednej  Europie  dostało,
Jeno  że  wołu  chciała  przysieść  mało,
Bo  się  z  nienagła  przymknął  z  nią  ku  wodzie,
Potym  jak  płynie,  tak  płynie  bez  łodzie.

A  ta  dopiero  zlękła  się  nieboga,
Gdzie  pojźrzy,  zewsząd  morze,  zewsząd  trwoga;
Brzegu  nie  widać,  przewoźnik  niepewny,
Strach  serce  ujął,  a  w  oczu  płacz  rzewny.

A  gdy  do  sławnej  Krety  przypłynęła,
Z  wielkiej  tesknice  włosy  targać  jęła
Skarżąc  się  z  płaczem:  "Ojcze  mój  łaskawy,
Któregom  zbyła  prze  me  głupie  sprawy,

Com  ja  tu  miała  czynić  w  tej  krainie?
Mało  jest  jedna  śmierć  panieńskiej  winie.
Ale  na  jawiż  płaczę  swej  lekkości?
Czy  mię  pokusa  łudzi  krom  winności,

Która  przez  wrota  kościane  wychodzi,
A  na  człowieka  sny  dziwne  przywodzi?
Lepiej  li  było  przez  morze  się  pławić
Czy  nad  polnymi  kwiatkami  się  bawić?

By  mi  się  teraz  dostał  jako  w  ręce
On  wół  bezecny,  byłby  w  takiej  męce,
Żeby  mu  ze  łba  musiały  spaść  rogi,
Chociaż  był  u  mnie  niedawno  tak  drogi.

Nie  miałam  wstydu,  dom  swój  opuszczając,
I  teraz  nie  mam,  śmierci  odkładając;
Boże  mój,  jesli  słyszysz  prośbę  moję,
Niechaj  dziś  nago  w  pośrzodku  lwów  stoję!

Pierwej  niż  pleśnią  piękna  twarz  przypadnie
I  zupełnemu  ciału  krasa  spadnie,
Niechaj  mię  wilcy  pożrą  w  tej  gładkości,
A  po  pustyniach  rozniosą  me  kości!"

Nikczemna  dziewko,  ojciec  ci  przyciska,
Czemu  nie  umrzesz?  Strzyma  cię  ta  niska
Jedlina  i  pas  zaniesiony  w  cale;
A  jeslić  milsza  śmierć  na  ostrej  skale,

Daj  się  w  moc  wiatrom,  a  skocz  z  góry  śmiele,
Niżbyś  wolała  siedzieć  u  kądziele,
Królewska  dziewka,  i  być  w  ręce  dana
Srogiej  pogance,  winna  bywszy  pana.


Íîâ³ òâîðè