Ïðî÷èòàíèé : 183
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Sielanka siedemnasta
Pastuszy
Soboń, Symich.
Soboń
Symichu, co urzędnik wczora mówił z wami?
Symich
Mówił, że się pustoszą lasy koszarami,
I to, że ich na przez rok czynić nie pozwoli.
Soboń
Podobno, kto mu tego dobrze nie przysoli.
Tak-ci dziś, urzędnicy w rzeczy przestrzegają
Dobra pańskiego, a w miech sobie nabijają.
Wszystko na wydzieranie (bodaj panoszeli!),
Już ubósztwu i łąki, i pola odjęli.
Teraz bronią do lasów. Siła drzewa padnie
Na każdy rok, siła go leda kto ukradnie,
Rąbią ze pnia, nie tylko powalone biorą,
A przedsię darów bożych nigdy nie przebiorą.
Las przedsię lasem, a snadż lepiej to i panu
Co rok po dziesiątemu wytykać baranu.
Ale się nie frasujmy! Gębę diabłu temu
Przyjdzie czym zatkać, a paść przedsię po staremu.
Wełna się na to przędą i czym lżejszym może
Odprawić, niech się ten wilk tą draczą wspomoże.
Symich
Dawno tak baba rzekła: ,,Co dalej, to gorzej”.
Dziś szczyptami odprawisz, jutro nasyp sporzej.
Naciężyj nogę wstawić. I te dziesięciny
Naprzód nastały barzo z niewielkiej przyczyny.
Przedtym nic nie dawano, darmośmy pasali,
Bryndzę tylko albo ser na pocztę naszali.
Potym barana, alić tego zawsze chciano:
Na koniec dziesiątego co rok wytykano.
Teraz na nowe, co się da urzędnikowi,
Wciągnie się to w obyczaj, bo skoro się dowi
Pan tego, będzie kazał sobie za swe płacić.
I tak musiemy na tym dwojako utracić,
Bo i urzędnik będzie macał swojej dziury.
Na ostatek nas będą drzeć tylko nie z skury.
Soboń
Symichu, nie trzeba brać ostro przed się rzeczy.
Poruczmy Bogu, On to niechaj ma na pieczy.
On daje i dla wilka, i dla człeka złego,
On daje i dla pana. A więc by wszystkiego
Odbieżeć, że się trocha na stronę uroni?
Święta to wełna, co się nią baran ochroni.
Bóg nam da; za wydercą zawsze nędza chodzi,
Wydziera, a nic nie ma. Bóg wszystko nagrodzi.
Jeszcze też żon nie mawa. Niechaj się ojcowie
Naszy frasują, ich to przynależy głowie,
A my co wesołego sobie zaśpiewajmy,
Ale co wesołego, pokój troskom dajmy.
Widzisz, jako po zimie wiosna następuje?
I to ustąpić musi; co nas dziś frasuje.
Zaczni abo ja zacznę, pójdziem na przemiany;
I wieniec piękniejszy jest, kiedy przeplitany.
Symich
Zaczynaj ty, ja z tobą w równią się nie liczę.
Tyś mistrzem na to, ja się dopiero kęs ćwiczę,
Wszakże nie wydam. Co kto umie, z tym się stawi;
Przy słowiku i sroka piosnkami się bawi.
Soboń
Skowroneczku! Już śniegi na polach nie leżą,
Już do morza rzekami pienistymi bieżą.
A tyś rad i ku niebu wzgórę polatujesz,
I garłeczkiem krzykliwym wdzięcznie przepierujesz.
Bo skoro wiosna role rozległe ogrzeje,
Skoro łąki kwiatkami pięknymi odzieje,
Wynikną i robaczki z ziemie rozmaite;
A ty potrawki będziesz miał z nich znamienite.
Symich
Jaskółeczko, jużeś się na świat ukazała?
Jużeś ożyła? Jużeś z wody wyleciała?
Za tobą dni wesołe i wietrzyk powiewa,
Za tobą i słoneczko cieplejsze dogrzewa.
Narodzi ono tobie muszek niezliczonych,
Ty ich będziesz łapała po polach przestronych,
Będziesz łapała i do gniazdeczka nosiła,
Boś je sobie pod naszą strzechą ulepiła.
Soboń
Słowiku, mój słowiku, co w tym krzu różanym
Od pułnocy mię budzisz swoim głosem ranym!
I ty nie z serca śpiewasz, i ciebie coś boli:
I ja śpiewam, a rym mój idzie po niewoli.
Symich
Garlico, ma garlico! I ciebie coś więzi,
Że tu siadasz osobno na suchej gałęzi.
Siadasz osobno, aż cię chytry lep ułowi:
I mnie, nędznicę, pędzi do grobu stan wdowi.
Soboń
Koźlęta mi w kapuście poczyniły szkody,
Szpacy mi pozjadali na trześniach jagody,
Wróble proso wypili; tę mam korzyść z tego,
Że za Fillidą biegam, a nie dojrzę swego.
Symich
Cieliczka mi do sadu przez płot przeskakuje
I kwiateczki mi depce, i szczepie mi psuje.
Cieliczko, nie przeskakuj! I ty Dafnisowi
Daj pokój, krasna Dyrce, cudzemu mężowi.
Soboń
Wypatrzyłem grzywacze, gdzie gniazdo nosiły,
I już dzieci, jak mniemam, w poły dokarmiły.
Pójdę, je zbiorę i dam komuś na śniadanie,
Nie powiem komu, bo mi idzie o wydanie.
Symich
Ułapiłem wiewiórkę wczora na leszczynie,
Niech każdy wie, że ją dam nadobnej Halinie.
Komu co Bóg obiecał, zazdrość nie ukradnie,
A czego nie obiecał, i z garści wypadnie.
Soboń
Kiedy po górach chodzisz, nie chodź, Filli, bosa,
Kiedy po łąkach, zdrowa nóżkom rana rosa.
W trzewiczku do taneczka, a ja-ć go więc kupie,
A ty mnie... lecz podobno moje chęci głupie.
Symich
Sierszeń w południe kąsa, przed wieczorem mszyca,
Mucha cały dzień, w nocy przykra komorzyca,
U wody się bój węża, jaszczurki przy krzaku,
Mnie przy chróście. Co mówisz, szalony prostaku?
Soboń
Zufała Erifila mijając mię wczora
Cisnęła na mię jabłkiem, skąd mi głowa chora.
Tęsknica na mię bije, szum przelata uszy,
Spać nie mogę, lice mi blednie, a mdło duszy.
Symich
I mnie w tańcu Testylis przydeptała nogę,
Od tego czasu wszystek jakoby niemogę.
Jeśli mi to na pośmiech tylko udziałała,
Bodaj krzemienie gryzła, w pokrzywach sypiała.
Soboń
Kupido, co ogniste rzucasz w serca strzałki!
Przed laty nimfy rady słuchały piszczałki.
Dziś pytają, co kto ma. Snadź i Wenus daje
Zwać się złotą. Prze Boga, złe to obyczaje!
Symich
Faunie! I tyś swych czasów siadał miedzy bogi,
I tobie oplatano wonnym kwieciem rogi.
Pieśniami brzmiały gaje, brzmiały gęste lasy,
Wesołe były wieki, były wdzięczne czasy.
Soboń
Same owce po górach wolno się pasały,
Ani zbójcę, ani się wilków obawały;
Dziś się wszyscy za zyskiem bezecnym udali,
A Tatarzyn kilkakroć co rok sioła pali.
Symich
Buhaju, mój buhaju! Nie tak się niedźwiedzi
Obawaj, jako gdy nas zdradliwi sąsiedzi
Podsiadają. Przedtym nos na wszystek świat znano,
Acz i teraz nad Wołhą przed nami zadrżano.
Soboń
Źle dziś i bratu wierzyć. Pod rękę stryjowę,
Odjeżdżając w gościnę, wszystko me domowe
Oddałem gospodarstwo, on mię wygnał z niego:
Snadź to się panom trafia wieku dzisiejszego.
Symich
Pasterzu, złe psy chowasz! Owce z pastuchami
Pokąsali. Musi być, suki się z wilkami
Chowały. Ostatek ci pokradną złodzieje:
Snadż się to i w bogatych dworach teraz dzieje.
Soboń
Dalekośwa zabrnęła. Dosyć pastuchowi
Wiedzieć o owcach, a nie przymawiać dworowi.
Już te kozy gałęzie wszystko pogłodały,
Rozganiajmy ich, aby się nie rozchadzały.
Świeżego im nawalmy. Trzeba czułej straży
Na wiosnę, bo na wiosnę wilk najwięcej waży,
Że się zimie przegłodził, gdy w oborach było
Wszystko zamkniono; teraz, gdy się wypędziło,
Nawięcej czyha na to, kiedy się rozbieżą.
Zawołaj psów, niechaj tu blisko przy nas leżą.
|
|