Niewiadomą odtworzył panią mistrz nieznany.
Z wieków głębi, z otoka rzeźbionych obramień
Twarz niewieścia majaczy w tle, jak drogi kamień –
Umarłego malarza sen o zapomnianej.
Niby słońca mierzchnący blask na skroń jej sieje
Złotą barwę dni złotych dawności patyna –
Tej – co sama dziś siebie już nie przypomina.
Mgłą się perły, wenecki aksamit modrzeje...
Nienazwana, znikniona... Prochów jej atomu
Nie odpytać po grobach, nie znanych nikomu.
Któż by szukał w pamięci niesłyszanej pieśni?
Jeno usta przyśnionej na mistrzowskim płótnie
Śmieją się na pół chytrze, a na poły smutnie –
Bo któż wie, czy ją kiedy znali jej współcześni?