Кшиштоф Камиль Бачиньски, "Баллада о крысах"
...........................................Тадеушу Солтану*
I.
Какой архангел трубно час тот возвестил
воззвав поверх печалей коловрата?
Костёл готический я на плечах волок--
и среди грубых кремней осевший, без возврата
врубился в час минувший, словно в чёрный уголёк;
я жил средь катафалков и венков щербатых
в сувоях кринов вянущих по мотыльковым душам.
Я помню замурованный зарёю за`мок
свечей военных,
золотом опушен
и рыцарей дудящих поверх моста сомкнутого тиши дубовой.
Жил я мёртвым бургграфом, марионетка эпох,
замурован в век грустный как в гробу деточка,
а в залах просторных, по испугу многозначительному что небо
кружила с глухим звоном военная овечка.
II.
Ночью осенней, когда небо невещественно
эхом полые шаги и дымы бесит,
шли крысы рядами, гвардия чужих существ,
пея нечто из сладких, смертельных песен.
Ближе-- по мостам разведённым лунным.
Ближе-- сквозь чёрные аккорды врат.
Ближе-- по вежам колоколов латунным
шли серые кланы, за рядом ряд.
Месяц сочилсся тревогой белой и женскою,
а от аллей веяло холодом листьев,
когда отпружинило шествие
по залам пустым арьегард неистовых.
Ступеней крутой винт вниз бёг;
били куранты все и разом убого.
Топот ног, топот ног, шелест ног--
последняя тревога.
Долгие башни-- всё выше, длинней башни.
Видел я агонию страшнее смерти младенцев.
Последняя вышка смыкает последний нечеловеческий крик,
последний средь ночи крик в стенах отрыскал.
Я не был ангелом-- без крыльев некуда деться.
Сердце моё на башне наивысшей сожрали крысы.
10-го м. 40 г.
перевод с польского Терджимана Кырымлы
* о Тадеуше Солтане, участнику социалистического сопротивления немецко-фашистским оккупантам к сожалению отдельной статьи в Сети нет, только это, о группе подпольщиков http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_%22Płomienie%22 ;
это фото и другие см. по ссылке http://2photo.ru/8268-111_fotografijj_nacistskojj_germanii_life_c/20-foto/600/ ,--прим.перев.
Ballada o szczurach
...............................................Tadeuszowi Sołtanowi
I.
Jaki archanioł trąbą ten czas przyzywał
nawołując przez długi wirydarz tęsknot?
Ciemny kościół gotycki niosłem na ramionach,
aż: wśród kantyczek surowych osiadłem i męsko
wparłem się w czas ubiegły jak w czarne strzemiona;
żyłem wśród katafalków i szczerbatych blanek,
w wiolinach kryz wionących o wdzięku motylim.
Pamiętam w niebo świtu wmurowany zamek
świec woskowych
i w złotym pyle,
rycerzy dudniących przez most zwodzony ciszy dębowej.
Żyłem martwy burgrabia, marionetka epok,
zamurowany w czas smutny jak trumna małego dziecka,
a po salach szerokich, po lęku wieloznacznym jak niebo
kołowała z głuchym dzwonkiem woskowa owieczka.
II.
W noc jesienną, gdy niebo nierzeczywiste
odbija puste kroki i dymi lękiem.
szły szczury szeregami, gwardie obcych istnień,
śpiewały słodkie, śmiertelne piosenki.
Bliżej: przez śpiewne mosty zwodzone.
Bliżej: przez czarne akordy bramy.
Bliżej: przez wieże mosiężnych dzwonów
szły szeregami, szły szare klany.
Biało trwogę sączył nagły księżyc,
a od alej wiało chłodem liści,
gdy sznur drogi ucieczkę wyprężył
przez sale puste ostatni wyścig.
Schody kręte harmonią odbiegały w dół,
biły zegary struchlałe ze wszystkich wież naraz.
Tupot nóg, tupot nóg, szelest nóg -
ostatni alarm.
Długie wieże, coraz wyżej długie wieże.
Widziałem konanie straszniejsze niż śmierć dzieci.
Ostatnia baszta zamyka biały nieludzki krzyk,
ostatni wśród nocy krzyk zamknęły mury.
Nie byłem aniołem - bez skrzydeł kto uleci?
Serce moje na wieży najwyższej pożarły szczury.
X m. 1940 r.
Krzysztof Kamil Baczyński