Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Tadeusz Boy-Żeleński

Ïðî÷èòàíèé : 193


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Spowiedź poety

Kiedy  za  oknem  śnieg  prószy
Lub  szemrzą  jesienne  deszcze,
Naówczas  w  głąb  własnej  duszy
Chmurni  wpatrują  się  wieszcze.
 
Myśl  ich  szybuje  skrzydlata
Hen,  nad  wszechbytu  gdzieś  progiem,
A  duch  wyniosły  się  brata
Z  sobą  jedynie  i  z  Bogiem.
 
Rozwiej  się  jakaś  otwiera
Nad  niebios  błękity  szersza  –  
A  skutek:  u  Gebethnera,
Po  kop.  pięćdziesiąt  od  wiersza.
 
I  mnie,  choć  biorę  mniej  siono,
Zdarza  się  w  nocy  czy  za  dnia,
Ze  lica  żarem  mi  spłoną,
Gdy  duch  sam  siebie  zapładnia;
 
Ze  lecę  w  nieziemskie  kraje
Ze  skrzydeł  dwojgiem  u  ramion,
I  krótko  mówiąc,  doznaję
Natchnienia  klasycznych  znamion.
 
Lecz,  ach,  gdy  pruję  powietrze,
W  sferyczną  wsłuchany  ciszę,
I  duch  mój  zwolna  na  wietrze
Nad  jaźnią  mą  się  kołysze,
 
Gdy  spojrzę  z  kresów  wieczności
Na  moją  nędzę  przyziemną,
Gorzki  żal  w  piersi  mej  gości
I  w  oczach  od  łez  mi  ciemno.
 
Im  bliżej  mi  już  do  granic
Przelotnej  ziemskiej  pielgrzymki,
Tym  bardziej  w  sercu  mam  za  nic
Te  moje  mizerne  rymki;
 
Młodości  rozmach  bezczelny
W  chłodną  rozwagę  się  zmienia
I  w  duszy,  przedtem  tak  dzielnej,
Lęgną  się  hydry  zwątpienia;
 
Myśli  w  pytajnik  się  piętą
I  w  głowie  zamęt  mi  czynią,
Czy  jestem  bożym  poetą,
Czy  tylko  zwyczajną  świnią?...
 
Czy  jestem  tańczącym  faunem
Na  gaju  świętego  zrębie,
Czy  tylko  cyrkowym  klaunem,
Co  sam  się  pierze  po  gębie?...
 
Czym  owoc  duszy  mej  rodził
W  żywota  pobożnych  mękach,
Czym  tylko  figlarnie  chodził
Po  jasnym  świecie  na  rękach?...
 
Czy,  jak  mi  radził  pan  Galie,
Byłem  jak  Byron  i  Dante,
Czy  tylko  w  pustoty  szale
Składałem  śpiwki  galante?...
 
I  duch  mój  sztywne  ramiona
Pręży  w  mrok  szary  i  mglisty,
I  w  piersiach  łka  coś  i  kona,
I  chwytam  za  papier  czysty.
 
Po  głowie  mi  się  coś  roi,
W  sercu  coś  kwili,  coś  gęga,
I  śnię  już  w  tęsknocie  mojej,
Ze  się  coś  "serio"  wylęga.
 
Ale  na  próżno  się  silę,
Czas  trawię  na  wzlotów  próbę,
Na  papier  płyną  co  chwilę
Słowa  niechlujne  i  grube.
 
Wdzięczą  się  do  mnie  tak  świeże,
Jak  piersi  młodych  dziewczątek,
I  chęć  obłędna  mnie  bierze
W  mych  natchnień  wcielić  je  wątek.
 
Szeregiem  mienią  się  długim,
Niby  błyszczące  klejnoty,
I  chciałbym,  jedno  po  drugim,
Na  łańcuch  niżąc  je  zloty.
 
Kuszą  mnie  czarem  niezdrowym:
Im  które  z  nich  jest  plugawsze,
Tym  bardziej  w  kształcie  spiżowym
Chciałbym  je  zakuć  na  zawsze.
 
I  patrzę  na  swoje  płody,
I  żądzą  przewrotną  płonę,
I  ryczę  jak  Orang  młody,
Gdy  gwałci  polską  matronę.
 
Próżno  się  kajam  i  bronię,
Dręczony  pokus  torturą,
Próżno  w  dróg  mlecznych  ogonie
Oczyścić  chciałbym  me  pióro,
 
Archanioł,  co  z  mieczem  stoi
Przy  świętym  poezji  chramie,
Nie  wpuszcza  piosenki  mojej
I  mówi:  "Pójdziesz,  ty  chamie!"
 
I  tak  się  tułam  po  świecie,
I  żal,  i  smutek  mnie  dławią,
Żem  jest  jak  nieślubne  dziecię,
Z  którym  się  grzeczne  nie  bawią...
 
Trudno,  choć  dola  ma  twarda,
W  bezsilnej  miotać  się  złości:
Zostaje  dumna  pogarda
Lub  apel  do  potomności;
 
A  jeślim  gwary  ojczystej
Choć  jeden  przysporzył  klawisz,
Ty  mnie  od  hańby  wieczystej,
O  mowo  polska,  wybawisz!


Íîâ³ òâîðè