Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Adam Zagajewski

Ïðî÷èòàíèé : 102


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Poranek w Vicenzie

Pamięci Josifa Brodskiego i Krzysztofa Kieślowskiego


Słońce  było  tak  delikatne,  tak  młodziutkie,
że  baliśmy  się  o  nie  trochę;  nieostrożny  ruch  ręki
mógł  je  porysować,  nawet  krzyk  –  gdyby  ktoś  chciał
krzyknąć  -  zagrażał  mu;  tylko  rozpędzonym  jaskółkom
o  skrzydłach  jakby  odlanych  z  żeliwa,  twardych,
wolno  było  gwizdać  głośno,  ponieważ  one  spędziły  krótkie,
pełne  niepokoju  dzieciństwo  w  glinianych  gniazdach,
razem  z  rodzeństwem,  małymi  szalonymi  planetami,
czarnymi  jak  leśne  jagody.
W  małej  kawiarni  niewyspany  garson  –  pod  jego  oczami
zebrały  się  ostatnie  cienie  nocy  –  szukał  drobnych
w  przepaścistej  kieszeni,  a  kawa  pachniała  solennością
farby  drukarskiej,  słodyczą  i  Arabią.  Błękit  nieba
obiecywał  długie  popołudnie,  niekończący  się  dzień.
Patrzyłem  na  ciebie  tak,  jakbym  widział  cię  po  raz  pierwszy.
I  nawet  kolumny  Plladia,  wydawało  się,
dopiero  się  narodziły,  wynurzyły  się  z  fal  świtu
tak  jak  twoja  starsza  koleżanka,  Wenus.
Zaczynać  od  nowa,  liczyć  straty,  liczyć  poległych,
zaczynać  nowy  dzień,  mimo  że  was  już  nie  ma,  ciebie,
którego  dwukrotnie  pochowaliśmy  i  opłakaliśmy  dwukrotnie,
–  żyłeś  dwa  razy  mocniej  niż  inni,  na  dwóch  kontynentach,
w  dwu  językach,  na  jawie  i  w  wyobraźni  –  i  ciebie  o  ostrej  twarzy
i  o  spojrzeniu,  które  powiększało  przedmioty  i  serca  (zawsze  za  małe).
Nie  ma  was  i  dlatego  będziemy  teraz  wiedli  podwójne  życie,
jednocześnie  w  świetle  i  w  cieniu,  w  jaskrawym  słońcu  dnia
i  w  chłodzie  kamiennych  korytarzy,  w  żałobie  i  w  radości.


Íîâ³ òâîðè