Ïðî÷èòàíèé : 191
|
Òâîð÷³ñòü |
Á³îãðàô³ÿ |
Êðèòèêà
Prześwietlenie
Słońce, tak dufnie jaskrawe
na placu przed kliniką,
zamiast na wskroś mnie przeniknąć,
umiało na dobrą sprawę
naświetlić tylko powierzchnię
mojej skóry czy kurtki,
co najwyżej pobieżnie
olśnić oczy przez krótki
moment przed ich zmrużeniem;
tu, w czterech ścianach półmrocznych ścianach,
przez ścisłą bryłę ciała
przebija się – nieznużenie
i błyskawicznie – nikła
bladość promienia, który
jak wścibski brukowy dziennikarz
ujawnia pod gruboskórnym
zdrowiem wewnętrzne wstydy,
sztywną kruchość i śliski
dygot, żałosne spiski,
skandale i ohydy,
skrywane w sobie przed sobą,
by siebie nie przestraszyć.
Radiologu Bez Twarzy,
niech stanę obok
Ciebie, pokaż mi ekran
z tym mną, znanym na wylot
jedynie Tobie; chwilą
wiedzy niech mnie prześwietla
Twój promień, tylko jedną:
daj – nim ją zaciemnię, zagrzebię –
sprobować, czy zniosę tę pewność siebie.
|
|