Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 4
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Adam Mickiewicz

Ïðî÷èòàíèé : 348


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Rybka

Od  dworu,  spod  lasa,  z  wioski,
Smutna  wybiega  dziewica,
Rozpuściła  na  wiatr  włoski
I  łzami  skropiła  lica.

Przybiega  na  koniec  łączki,
Gdzie  w  jezioro  wpada  rzeka;
Załamuje  białe  rączki
I  tak  żałośnie  narzeka:

"O  wy,  co  mieszkacie  w  wodzie,
Siostry  moje  Świtezianki,
Słuchajcie  w  ciężkiej  przygodzie
Głosu  zdradzonej  kochanki.

Kochałam  pana  tak  szczerze,
On  mię  przysięgał  zaślubić,
Dziś  księżnę  za  żonę  bierze,
Krysię  ubogą  chce  zgubić.

Niechże  sobie  żyją  młodzi,
Niech  się  z  nią  obłudnik  pieści,
Niech  tylko  tu  nie  przychodzi
Urągać  się  z  mych  boleści.

Dla  opuszczonej  kochanki
Cóż  pozostało  na  świecie?
Przyjmijcie  mię,  Świtezianki!
Lecz  moje  dziecię...  ach,  dziecię!"

To  mówiąc  rzewnie  zapłacze.
Rączkami  oczy  zasłoni
I  z  brzegu  do  wody  skacze,
I  w  bystrej  nurza  się  toni.

Wtem  z  lasu,  gdzie  się  dwór  bieli,
Tysiączne  świecą  kagańce,
Zjeżdżają  goście  weseli,
Muzyka,  hałas  i  tańce.

Lecz  mimo  tego  hałasu
Płacz  dziecięcia  słychać  w  lesie,
Wierny  sługa  wyszedł  z  lasu
I  dziecię  na  ręku  niesie.

Ku  wodzie  obraca  kroki,
Gdzie  łoza,  gęsto  spleciona,
Wzdłuż  wykręconej  zatoki
Okryła  rzeki  ramiona.

Tam  staje  w  ciemnym  zakątku,
Placze  i  woła:  "Niestety!
Ach,  któż  da  piersi  dzieciątku!
Ach!  gdzie  ty,  Krysiu,  ach,  gdzie  ty?"

"Tu  jestem,  w  rzece  u  spodu,  –  
Cichy  mu  głos  odpowiada  –  
Tutaj  drżę  cała  od  chłodu,
A  żwir  mnie  oczki  wyjada.

"Przez  żwir,  przez  ostre  kamuszki
Fale  mnie  gwałtowne  niosą;
Pokarm  mój  koralki,  muszki.
A  zapijam  zimną  rosą".

Lecz  sługa,  jak  na  początku,
Tak  wszystko  woła:  "Niestety!
Ach,  któż  da  piersi  dzieciątku?
Ach,  gdzie  ty,  Krysiu,  ach,  gdzie  ty?"

Wtem  się  coś  z  lekka  potrąci
Śród  kryształowej  przezroczy,
Woda  się  z  lekka  zamąci,
Rybka  nad  wodę  podskoczy;

I  jak  skałka  płaskim  bokiem
Gdy  z  lekkich  rąk  chłopca  pierzchnie,
Tak  nasza  rybka  podskokiem
Mokre  całuje  powierzchnie.

Złotymi  plamki  nadobna,
Kraśne  ma  po  bokach  piórka,
Główka  jak  naparstek  drobna,
Oczko  drobne  jak  paciórka.

Wtem  rybią  łuskę  odwinie,
Spójrzy  dziewicy  oczyma;
Z  głowy  jasny  włos  wypłynie,
Szyjka  cieniuchna  się  wzdyma.

Na  licach  różana  krasa,
Piersi  jak  jabłuszka  mleczne,
Rybią  ma  płetwę  do  pasa,
Płynie  pod  chrusty  nadrzeczne.

I  dziecię  bierze  do  ręki,
U  łona  białego  tuli,
"Luli  –  woła  –  mój  maleńki,
Luli,  mój  maleńki,  luli".

Gdy  dziecię  płakać  przestało,
Zawiesza  kosz  na  gałęzi
I  znowu  ściska  swe  ciało,
I  główkę  nadobną  zwęzi.

Znowu  ją  łuski  powleką,
Od  boków  wyskoczą  skrzelki,
Plusła  i  tylko  nad  rzeką
Kipiące  pękły  bąbelki.

Tak  co  wieczora,  co  ranka,
Gdy  sługa  stanie  w  zakątku,
Wraz  wypływa  Świtezianka,
Żeby  dać  piersi  dzieciątku.

Za  cóż  jednego  wieczora
Nikt  nie  przychodzi  na  smugi?
Już  zwykła  przemija  pora;
Nie  widać  z  dziecięciem  sługi.

Nie  może  on  przyjść  tą  stroną,
Musi  zaczekać  troszeczkę,
Bo  właśnie  teraz  pan  z  żoną
Poszli  przechadzką  nad  rzeczkę.

Wrócił  się,  czekał  z  daleka,
Za  gęstym  usiadłszy  krzakiem;
Lecz  próżno  czeka  i  czeka,
Nikt  nie  powracał  tym  szlakiem.

Wstaje  i  dłoń  w  trąbkę  zwinął,
I  patrzył  przez  palców  szparę,
Ale  i  dzień  już  przeminął,
I  mroki  padają  szare.

Czekał  długo  po  zachodzie,
A  gdy  noc  gwiazdy  zapala,
Zbliża  się  z  lekka  ku  wodzie
I  śledzi  oczyma  z  dala.

Przebóg!  cudy  czy  moc  piekła!
Uderza  go  widok  nowy.
Gdzie  pierwej  rzeczułka  ciekła,
Tam  suchy  piasek  i  rowy.

Na  brzegach  porozrzucana
Wala  się  odzież  bez  ładu,
Ani  pani,  ani  pana
Nie  widać  nigdzie  ni  śladu.

Tylko  z  zatoki  połową
Sterczał  wielki  głazu  kawał
I  dziwną  kształtu  budową
Dwa  ludzkia  ciała  udawał.

Zdumiewa  się  wierny  sługa,
Rozpierzchłych  myśli  nie  złowił;
Przeszła  godzina  i  druga,
Nim  wreszcie  słówko  przemówił.

"Krysiu,  o  Krysiu!"  –  zawoła:
Echo  mu  "Krysiu"  odpowie,
Lecz  próżno  patrzy  dokoła,
Nikt  nie  pokazał  się  w  rowie.

Patrzy  na  rów  i  na  głazy,
Otrze  pot  na  licu  zbladłem,
I  kiwnie  głową  trzy  razy,
Jakby  chciał  mówić:  już  zgadłem.

Dzieciątko  na  ręce  bierze,
Śmieje  się  dzikim  uśmiechem,
I  odmawiając  pacierze
Wraca  do  domu  z  pośpiechem.



Íîâ³ òâîðè