Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Adam Mickiewicz

Ïðî÷èòàíèé : 413


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Pani Twardowska

Jedzą,  piją,  lulki  palą,

Tańce,  hulanka,  swawola;

Ledwie  karczmy  nie  rozwalą,

Cha  cha,  chi  chi,  hejza,  hola!

 

Twardowski  siadł  w  końcu  stoła.

Podparł  się  w  boki  jak  basza;

"Hulaj  dusza!  hulaj!"  -  woła,

Śmieszy,  tumani,  przestrasza.

 

Żołnierzowi,  co  grał  zucha,

Wszystkich  łaje  i  potrąca,

Świsnął  szablą  koło  ucha,

Już  z  żołnierza  masz  zająca.

 

Na  patrona  z  trybunału,

Co  milczkiem  wypróżniał  rondel,

Zadzwonił  kieską  pomału,

Z  patrona  robi  się  kondel.

 

Szewcu  w  nos  wyciął  trzy  szczutki,

Do  łba  przymknął  trzy  rureczki,

Cmoknął,  cmok,  i  gdańskiej  wódki

Wytoczył  ze  łba  pół  beczki.

 

Wtem  gdy  wódkę  pił  z  kielicha.

Kielich  zaświstał,  zazgrzytał;

Patrzy  na  dno:  Co  u  licha?

Po  coś  tu,  kumie,  zawitał?

 

Diablik  to  był  w  wódce  na  dnie,

Istny  Niemiec,  sztuczka  kusa;

Skłonił  się  gościom  układnie,

Zdjął  kapelusz  i  dał  susa.

 

Z  kielicha  aż  na  podłogę

Pada,  rośnie  na  dwa  łokcie,

Nos  jak  haczyk,  kurzą  nogę

I  krogulcze  ma  paznokcie.

 

"A!  Twardowski;  witam,  bracie!"

To  mówiąc  bieży  obcesem:

"Cóż  to,  czyliż  mię  nie  znacie?

Jestem  Mefistofelesem.

 

Wszak  ze  mnąś  na  Łysej  Górze

Robił  o  duszę  zapisy;

Cyrograf  na  byczeJ  skórze

Podpisaleś  ty,  i  bisy

 

Miały  słuchać  twego  rymu;

Ty,  jak  dwa  lata  przebiegą,

Miałeś  pojechać  do  Rzymu,

By  cię  tam  porwać  jak  swego.

 

Już  i  siedem  lat  uciekło,

Cyrograf  nadal  nie  służy;

Ty,  czarami  dręcząc  piekło,

Ani  myślisz  o  podróży.

 

Ale  zemsta,  choć  leniwa,

Nagnała  cię  w  nasze  sieci;

Ta  karczma  Rzym  się  nazywa,

Kładę  areszt  na  waszeci."

 

Twardowski  ku  drzwióm  się  kwapił

Na  takie  dictum  acerbum,

Diabeł  za  kuntusz  ułapił:

"A  gdzie  jest  nobile  verbum?"

 

Co  tu  począć?  kusa  rada,

Przyjdzie  już  nałożyć  głową.

Twardowski  na  koncept  wpada

I  zadaje  trudność  nową.

 

"Patrz  w  kontrakt,  Mefistofilu,

Tam  warunki  takie  stoją:

Po  latach  tylu  a  tylu,

Gdy  przyjdziesz  brać  duszę  moją,

 

Będę  miał  prawo  trzy  razy

Zaprząc  ciebie  do  roboty?

A  ty  najtwardsze  rozkazy

Musisz  spełnić  co  do  joty.

 

Patrz,  oto  jest  karczmy  godło,

Koń  malowany  na  płótnie;

Ja  chcę  mu  wskoczyć  na  siodło,

A  koń  niech  z  kopyta  utnie.

 

Skręć  mi  przy  tym  biczyk  z  piasku,

Żebym  miał  czym  konia  chłostać,

I  wymuruj  gmach  w  tym  lasku,

Bym  miał  gdzie  na  popas  zostać.

 

Gmach  będzie  z  ziarnek  orzecha,

Wysoki  pod  szczyt  Krępaku,

Z  bród  żydowskich  ma  być  strzecha,

Pobita  nasieniem  z  maku.

 

Patrz,  oto  na  miarę  ćwieczek,

Cal  gruby.  długi  trzy  cale,

W  każde  z  makowych  ziareczek

Wbij  mi  takie.  trzy  bratnale".

 

Mefistofil  duchem  skoczy,

Konia  czyści,  karmi,  poi,

Potem  bicz  z  piasku  utoczy

I  już  w  gotowości  stoi.

 

Twardowski  dosiadł  biegusa,

Próbuje  podskoków,  zwrotów,

Stępa,  galopuje,  kłusa,

Patrzy,  aż  i  gmach  już  gotów.

 

No!  wygrałeś,  panie  bisie;

Lecz  druga  rzecz  nic  skończona,

Trzeba  skąpać  się  w  tej  misie,

A  to  jest  woda  święcona.

 

Diabeł  kurczy  się  i  krztusi,

Aż  zimny  pot  na  nim  bije;

Lecz  pan  każe,  sługa  musi,

Skąpał  się  biedak  po  szyję.

 

Wyleciał  potem  jak  z  procy,

Otrząsł  się,  dbrum!  parsknął  raźnie.

"Teraz  jużeś  w  naszej  mocy,

Najgorętsząm  odbył  łaźnię."

 

"Jeszcze  jedno,  będzie  kwita,

Zaraz  pęknie  moc  czartowska;

Patrzaj,  oto  jest  kobiéta,

Moja  żoneczka  Twardowska.

 

Ja  na  rok  u  Belzebuba

Przyjmę  za  ciebie  mieszkanie,

Niech  przez  ten  rok  moja  luba

Z  tobą  jak  z  mężem  zostanie.

 

Przysiąż  jej  miłość,  szacunek

I  posłuszeństwo  bez  granic;

Złamiesz  choć  jeden  warunek.

Już  cała  ugoda  za  nic."

 

Diabeł  do  niego  pół  ucha,

Pół  oka  zwrócił  do  samki,

Niby  patrzy,  niby  słucha,

Tymczasem  już  blisko  klamki.

 

Gdy  mu  Twardowski  dokucza,

Od  drzwi,  od  okien  odpycha,

Czmychnąwszy  dziurką  od  klucza,

Dotąd  jak  czmycha,  tak  czmycha.



Íîâ³ òâîðè