Ñàéò ïîå糿, â³ðø³, ïîçäîðîâëåííÿ ó â³ðøàõ ::

logo

UA  |  FR  |  RU

Ðîæåâèé ñàéò ñó÷àñíî¿ ïîå糿

Á³áë³îòåêà
Óêðà¿íè
| Ïîåòè
Êë. Ïîå糿
| ²íø³ ïîåò.
ñàéòè, êàíàëè
| ÑËÎÂÍÈÊÈ ÏÎÅÒÀÌ| Ñàéòè â÷èòåëÿì| ÄÎ ÂÓÑ ñèíîí³ìè| Îãîëîøåííÿ| ˳òåðàòóðí³ ïðå쳿| Ñï³ëêóâàííÿ| Êîíòàêòè
Êë. Ïîå糿

 x
>> ÂÕ²Ä ÄÎ ÊËÓÁÓ <<


e-mail
ïàðîëü
çàáóëè ïàðîëü?
< ðåºñòðaö³ÿ >
Çàðàç íà ñàéò³ - 1
Íåìຠí³êîãî ;(...
Ïîøóê

Ïåðåâ³ðêà ðîçì³ðó




Adam Mickiewicz

Ïðî÷èòàíèé : 469


Òâîð÷³ñòü | Á³îãðàô³ÿ | Êðèòèêà

Pan Tadeusz - Epilog

O  tym-że  dumać  na  paryskim  bruku,  
Przynosząc  z  miasta  uszy  pełne  stuku  
Przeklęstw  i  kłamstwa,  niewczesnych  zamiarów,  
Zapóźnych  żalów,  potępieńczych  swarów!  
Biada  nam  zbiegi,  żeśmy  w  czas  morowy  
Lękliwe  nieśli  za  granicę  głowy.  
Bo  gdzie  stąpili,  rosła  przed  nim  trwoga,  
W  każdym  sąsiedzi  znajdowali  wroga,  
Aż  nas  objęto  w  ciasny  krąg  łańcucha  
I  każą  oddać  co  najprędzejducha.  
A  gdy  na  żale  tén  świat  nie  ma  ucha!  
Gdy  ich  co  chwila  nowina  przeraża,  
Bijąca  z  Polski  jako  dzwon  smętarza,  
Gdy  im  prędkiego  zgonu  życzą  straże,  
Wrogi  ich  wabią  z  dala  jak  grabarze!  
Gdy  w  niebie  nawet  nadziei  nie  widzą!  
Nie  dziw,  że  ludzi,  świat,  siebie  ohydzą,  
Że  utraciwszy  rozum  w  mękach  długich,  
Plwają  na  siebie  i  żrą  jedni  drugich!  
Chciałem  pominąć,  ptak  małego  lotu,  
Pominąć  strefy  ulewy  i  grzmotu  
I  szukać  tylko  cienia  i  pogody,  
Wieki  dzieciństwa,  domowe  zagrody...  
Jedyne  szczęście,  kto  w  szarej  godzinie  
Z  kilku  przyjaciół  usiadł  przy  kominie,  
Drzwi  od  Europy  zamykał  hałasów,  
Wyrwał  się  z  myślą  ku  szczęśliwym  czasóm  
I  dumał,  myślił  o  swojej  krainie..  
Ale  o  krwi  tej,  co  się  świeżo  lała,  
O  łzach,  którymi  płynie  Polska  cała,  
O  sławie,  która  jeszcze  nie  przebrzmiała!  
O  nich  pomyślić  -  nie  mieliśmy  duszy.  
Bo  naród  bywa  na  takiej  katuszy,  
Że  kiedy  zwróci  wzrok  ku  jego  męce,  
Nawet  Odwaga  załamuje  ręce.  
Te  pokolenia  żałobami  czarne,  
Powietrze  tylu  klątwami  ciężarne,  
Tam  myśl  nie  śmiała  zwrócić  lotów,  
W  sferę  okropną  nawet  ptakom  grzmotów  
Matko  Polsko!  Ty  tak  świeżo  w  grobie  
Złożona  -  nie  ma  sił  mówić  o  tobie!  
Ach!  czyjeż  usta  śmią  pochlebiać  sobie,  
Że  dzisiaj  znajdą  to  serdeczne  słowo,  
Które  rozczula  rozpacz  marmorową,  
Które  z  serc  wieko  podejmie  kamienne,  
Rozwiąże  oczy  tylą  łez  brzemienne  
I  sprawia,  że  łza  przystygła  wypłynie,  
Nim  się  te  usta  znajdą,  wiek  przeminie.  
Kiedyś  -  gdy  zemsty  lwie  przehuczą  ryki,  
Przebrzmi  głos  trąby,  przełamią  się  szyki,  
Gdy  orły  nasze  lotem  błyskawicy  
Spadną  u  dawnej  Chrobrego  granicy,  
Gdy  ciał  podjedzą  i  krwią  całe  spłyną,  
I  skrzydła  wreszcie  na  spoczynek  zwiną,  
Gry  wróg  ostatni  wyda  krzyk  boleści,  
Umilknie,  światu  swobodę  obwieści-  
Wtenczas,  dębowym  liściem  uwieńczeni,  
Rzuciwszy  miecze,  siądą  rozbrojeni!  
Rycerze  nasi  zechcą  słuchać  pieni!  
Gdy  świat  obecnej  doli  pozazdrości,  
Będą  czas  mieli  słuchać  o  przeszłości!  
Wtenczas  zapłaczą,  nad  ojców  losami,  
I  wtenczas  łza  ta  ich  lica  nie  splami.  
Dziś  dla  nas,  w  świecie  nieproszonych  gości,  
W  całej  przeszłości  i  w  całej  przyszłości  
Jedna  już  tylko  jest  kraina  taka,  
W  której  jest  trochę  szczęścia  dla  Polaka,  
Kraj  lat  dziecinnych!  On  zawsze  zostanie  
Święty  i  czysty,  jak  pierwsze  kochanie,  
Nie  zaburzony  błędów  przypomnieniem,  
Nie  podkopany  nadziei  złudzeniem,  
Ani  zmieniony  wypadków  strumieniem.  
Gdziem  rzadko  płakał,  a  nigdy  nie  zgrzytał,  
Te  kraje  rad  bym  myślami  powitał,  
Kraje  dzieciństwa,  gdzie  człowiek  po  świecie  
Biegł  jak  po  łące,  a  znał  tylko  kwiecie  
Miłe  i  piękne,  jadowite  rzucił,  
Ku  pożytecznym  oka  nie  odwrócił.  
Ten  kraj  szczęśliwy  ubogi  i  ciasny!  
Jak  świat  jest  boży,  tak  on  był  nasz  własny,  
Jakże  tam  wszystko  do  nas  należało,  
Jak  pomnim  wszystko,  co  nas  otaczało:  
Od  lipy,  która  koroną  wspaniałą  
Całej  wsi  dzieciom  użyczała  cienia  
Aż  do  każdego  strumienia,  kamienia,  
Jak  każdy  kątek  ziemi  był  znajomy  
Aż  po  granicę,  po  sąsiadów  domy.  
I  tylko  krajów  tych  obywatele  
Jedni  zostali  wierni  przyjaciele  
Jedni  dotychczas  sprzymierzeńcy  pewni!  
Bo  któż  tam  mieszkał  -  matka,  bracia,  krewni,  
Sąsiedzi  dobrzy,  kogo  z  nich  ubyło,  
Jakże  tam  o  nim  często  się  mówiło,  
Ile  pamiątek,  jaka  żałość  długa,  
Tam  gdzie  do  pana  przywiązańszy  sługa  
Niż  w  innych  krajach  małżonka  do  męża,  
Gdzie  żołnierz  dłużej  żałuje  oręża  
Niż  tu  syn  ojca;  po  psie  płaczą  szczerze  
I  dłużej  niż  tu  lud  po  bohaterze.  
I  przyjaciele  wtenczas  pomogli  rozmowie,  
I  do  piosnki  rzucali  mnie  słowo  za  słowem,  
Jak  bajeczne  żurawie  nad  dzikim  ostrowem,  
Nad  zaklętym  pałacem  przelatując  wiosną  
I  słysząc  zaklętego  chłopca  skargę  głośną,  
Każdy  ptak  chłopcu  jedno  pióro  zrucił,  
On  zrobił  skrzydła  i  do  swoich  wrócił...  
O  gdybym  kiedy  dożył  tej  pociechy,  
Żeby  te  księgi  zbłądziły  pod  strzechy,  
Żeby  wieśniaczki,  kręcąc  kołowrotki,  
Gdy  odśpiewają  ulubione  zwrotki  
O  tej  dziewczynie,  co  tak  grać  lubiła,  
Że  przy  skrzypeczkach  gąski  pogubiła,  
O  tej  sierocie,  co  piękna  jak  zorze,  
Zaganiać  gąski  szła  w  wieczornej  porze,-  
Gdyby  też  wzięły  na  koniec  do  ręki  
Te  księgi  proste  jako  ich  piosenki.  
A  przy  stoliku  drzemiący  pan  włodarz  
Albo  ekonom,  lub  nawet  gospodarz,  
Nie  bronił  czytać  i  sam  słuchać  raczył,  
I  młodszym  rzeczy  trudniejsze  tłumaczył,  
chwalił  piękności,  a  błędom  wybaczył.  
Tak  za  dni  moich  przy  wiejskiej  zabawie,  
Czytano  nieraz  pod  lipą  na  trawie  
Pieśń  o  Justynie,  powieść  o  Wiesławie.  
I  zazdrościła  młodzież  wieszczów  sławie,-  
Która  tam  dotąd  brzmi  w  lasach  i  w  polu,  
I  którym  droższy  niż  laur  Kapitolu,  
Wianek  rękami  wieśniaczki  osnuty,  
Z  modrych  bławatków  i  zielonej  ruty.


Íîâ³ òâîðè