Кшиштоф Камиль Бачиньски, "О город, город..."
О город, город, Русалим печали,
где, на колоннах каждое древо-- крест, иже
над тенью минучей что тенью коралла,
город, что пламень незримый, лижет
стопы несытых и тех, что под сферой
сиянья покоясь, в отблеск не верят.
Город неверья-- ты он, на постое
в землях окрестных, в пожарище, в бое,
что же ещё ты, и чем ты отмечен,
коль собою венчаешь гроб человечий,
и лишь каменья без глав плодишь;
ты сон без совета,
ты молнии бремя в застойной груди,
и песнь, что неспета.
Сон, сон вампиров, в котором на цветах--
люди ,нуждою убитые, день их не зачах,
люди на божий пир званные, где
сабли они под стол, венки чтоб воздеть.
Ничего не видящие, никого не замечают,
люда гнобители великие, мучеников начальство.
Падающий в теле желет восстать утром
и факелом возвесть памятники, факелом воткнутым
в тела тех, кои не веруя, не ведают, просят,
и кой лишь затем ангелы возносят
как листопад в басни-- и следуя божьей рукою
колеблются, души-- в Нём воскреснуть с покоем.
А те, веют и плющат в щепу, напасти,
сильны, пусть ужасом, пушечной пастью
плеском ладоней-- и они победители,
но в миг жора навек они застыли, глядите.
О великие, сила коих зовётся слабостью,
ибо спит в них урчит что лавина, ждя
веры, грома, знамени, звёздного часа, вождя,
бури планет, имён истинных.
Пусть их прах нетленный, что земли потуже,
слабы они всё же, нет у них оружья,
и в руине пасторали тоже нет,
не растопчут малых, ибо горний свет
не противен малости-- осторонь он значит
тел величию венец, не малых плачи.
перевод с польского Терджимана Кырымлы
O miasto, miasto...
O miasto, miasto - Jeruzalem żalu,
gdzie wsparte o kolumny każde drzewo krzyżem
nad cieniem mijającym jak cieniem koralu,
który jak płomień niewidzialny liże
stopy zwycięzców i tych, którzy leżąc
pod płytą blasku, w cień blasku nie wierzą.
Miasto niewiary czym ty jesteś stojąc
we wszystkich ziemiach, w ognisku i w boju,
czymże ty jesteś i co niesiesz w sobie,
że jesteś na człowieku jak wieniec na grobie
i rodzisz tylko bezgłowe kamienie
i sen, gdzie nie śniąc
nie odwalone jesteś gromów brzemię
i martwą pieśnią.
Sen, sen upiorów, gdzie na kwiatach leżą
ludzie ciosem znużenia padli przed wieczerzą,
ludzie u stołów pańskich siadający którzy
szable splatają w dole, a kwiaty na górze.
Nic nie widzący w nikogo wpatrzeni,
wielcy na krzywdę ludzką, mali na cierpienie.
Upadający, przez ciało chcąc stanąć
i żagwią wznieść pomniki, żagwią umaczaną
w ciałach tych, co nie wierząc - nie wiedzą i proszą
i których tylko potem anioły podnoszą
jak liść jesienny w baśni i prostując bożą
ręką - tak ukołyszą, aż w Bogu odtworzą.
A ci jak huragany wszczęte wianiem płaszcza
są, choć przez grozę, silni, gdzie armaty paszcza,
gdzie dłoni uderzenie, i tak są zwycięscy
w chwili zbrodni na wieczność odtworzeni w klęsce.
O wielcy których siłę nazywają słabość,
bo śpi w nich jak pomruki lawiny i czeka
na czas wiary, na znamię, na grom i człowieka,
na burzę planet, na rzeczy nazwanie.
A że z nich tworzą trumny, co w ziemi zwyciężą,
są zwani słabość, że nie ma oręża,
że nie ma na zwaliskach kwitnącego sioła,
że nie rozdepczą małych, bo światło anioła
jest nie przeciw małości, ale obok - znacząc:
wielkość ciał przerastaniem, nie małych rozpaczą.
marzec 42 r.
Krzysztof Kamil Baczyński
Камиль Кшиштоф Бачиньски, "Осень это звёзды..."
Осень это звёзды, летящие с деревьев.
Листья как ужи шипят.
Перевозят арки на тот берег
головы обрезанных лун.
Тянутся процессии похоронные
скозь угасшее время--
истлевшие ихтиозавры.
Как веко падает неба треск
на белый взор умерших.
Он он, ко столу прикован снов,
каменным как колпак урны,
видит ледники ,поросшие мхом,
и думает, что это гробы.
дн. 4.X.41 г.
K. B. et J. K. W.
перевод с польского Терджимана Кырымлы
Jesień to gwiazdy...
Jesień to gwiazdy lecące z drzew.
Liście jak węże syczą.
Przewożą arki na drugi brzeg
głowy obciętych księżyców.
Ciągną kondukty przez zgasły czas
- spróchniałe ichtiozaury.
Jak wieko spada nieba trzask
na biały wzrok umarłych.
A on do stołu przykuty snem
kamiennym jak klosz urny,
widzi lodowce porosłe mchem
i myś1i, że to trumny.
dn. 4.X.41 r.
K. B. et J. K. W.
Krzysztof Kamil Baczyński
Кшиштоф Камиль Бачиньски, "Лесом"
Хожу лесом, оставляю не следы, но тропы
и соплю в узкой норе выдохом волосатым.
Правда ли, что был я рыбой до потопа,
и что ныне я живу волком, любящим цветы?
Как плывут эти сосны? у шерсти запах острый.
Гляжу вам прямо в глаза, а шаг мой--век.
Где лес вдруг кончается фиолетовым остьем--
охотник с псом, что тоже бывший человек.
ноябрь 1940 г.
перевод с польского Терджимана Кырымлы
Lasem
Chodzę lasem, zostawiam nie ślady, lecz tropy
i sapię w wąskiej norze oddechem włochatym.
Czy to prawda, żе żyłem rybą przed potopem
i że jestem dziś wilkiem kochającym kwiaty?
Jakże płyną te sosny? sierść ma zapach ostry.
Patrzę wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem.
Gdzie las się kończy nagle fioletowym ostem -
myśliwy z psem, który też był kiedyś człowiekiem.
listopad 40 r
Krzysztof Kamil Baczyński
ID:
251313
Рубрика: Поезія, Поетичні переклади
дата надходження: 02.04.2011 23:35:22
© дата внесення змiн: 04.04.2011 21:29:57
автор: Терджиман Кырымлы
Вкажіть причину вашої скарги
|