|
Кшиштоф Камиль Бачиньски (1921--44), "Поколение"
Вихрь пенит кроны. Зрелость земная.
Колос брюхатый кверху стремится,
тучи одни-- "вихры" да "пальцы"--
хищно уносятся в сумраки неба.
Плодом земные полны закрома,
сытностью миски великой кипят.
С елей отрезанная голова
на` поле виснет, пугая что крик.
Капли медовые луга враспыл,
стиснуты грунтом-- он-то напитан,
в нём-- корневищами скатки телес,
вбиты живьём под тёмный свод.
Велеты катят ворча-- небеса.
Люди во снах-- клетях тесных-- кричат.
Сжаты уста, волки мы с виду--
днём насторожены, бдящие ночью.
Слышно, подземные токи дрожат--
кровь такмолчанием полнится в жилах--
кровь корни тянут, с листьев роса
красная каплет. Вздыхает простор.
Нас научили. Нет милосердья.
Брат, что погиб, снится ночами:
заживо выбиты очи ему,
палкою кости переломали--
тяжко дрожит наковальня живая,
пучит глаза пузырями-- кровь.
Нас научили ведь. Совести нет.
В ямах прижились, страхом зарыты,
лепим себе кенотафы любовно
мрачные, злые мы троглодиты.
Нас научили. Нет любви на свете.
Иначе как нам в морок убегать
от парусов ноздрей, что чуют нас,
от сети вздетой палок и рук,
коль не вернутся дети и матери
в сердца пустого стручок враспах.
Нас научили. Надо забыть нам,
чтоб не погибнуть роя всю науку.
Ночью встаём. Скользко, темно.
Ищем сердца-- и берём мы их в руки,
внемлем им: выгорит мука,
камень останется... да... глазурь.
И да восстанем, на танках, машинах,
на самолётах, среди руин,
где нас примнёт уж тишины,
где хладный потоп омоет нас,
не знающих: время ли стало, течёт?
Мы --города` из раскопок, чужие,
испепеляем людские пласты,
лёжа ли, ввысь возносясь, мы не знаем,
то ль илиады скрижали мы-- пламя
высекло нас под сиянием солнца--
то ли поставят нам, милостью лишь,
крест на могиле.
перевод с польского Терджимана Кырымлы
Pokolenie
Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała.
Kłosy brzuch ciężki w gorę unoszą
i tylko chmury - palcom czy włosom
podobne - suną drapieżnie w mrok.
Ziemia owoców pełna po brzegi
kipi sytością jak wielka misa.
Tylko ze świerków na polu zwisa
głowa obcięta strasząc jak krzyk.
Kwiaty to krople miodu - tryskają
ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała,
pod tym jak korzeń skręcone ciała,
żywcem wtłoczone pod ciemny strop.
Ogromne nieba suną z warkotem.
Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą.
Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą,
czuwając w dzień, słuchając w noc.
Pod ziemią drżą strumyki - słychać -
Krew tak nabiera w żyłach milczenia,
ciągną korzenie krew, z liści pada
rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha.
Nas nauczono. Nie ma litości.
Po nocach śni się brat, który zginął,
któremu oczy żywcem wykłuto,
Któremu kości kijem złamano,
i drąży ciężko bolesne dłuto,
nadyma oczy jak bąble - krew.
Nas nauczono. Nie ma sumienia.
W jamach żyjemy strachem zaryci,
w grozie drążymy mroczne miłości,
własne posągi - źli troglodyci.
Nas nauczono. Nie ma miłości.
Jakże nam jeszcze uciekać w mrok
przed żaglem nozdrzy węszących nas,
przed siecią wzdętą kijów i rąk,
kiedy nie wrócą matki ni dzieci
w pustego serca rozpruty strąk.
Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,
żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.
Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.
Szukamy serca - bierzemy w rękę,
nasłuchujemy: wygaśnie męka,
ale zostanie kamień - tak - głaz.
I tak staniemy na wozach, czołgach,
na samolotach, na rumowisku,
gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,
gdzie zimny potop omyje nas,
nie wiedząc: stoi czy płynie czas.
Jak obce miasta z głębin kopane,
popielejące ludzkie pokłady
na wznak leżące, stojące wzwyż,
nie wiedząc, czy my karty iliady
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,
czy nam postawią, z litości chociaż,
nad grobem krzyż.
Krzysztof Kamil Baczyński
22 VII 43r.
Кшиштоф Бачиньски, "Ars Poetica"
Стих во мне зол, чуж, зол и ненавистен,
он ночи мне сжигает горящим о`гнем,
роем меня несёт, раскричавшийся криком
как шествие улицами, влекущий идёт.
Стих зол, ненавистен, разрывает форму,
(сколь же трудно заковать вольного) глубинен--
пусть его, пылающего, вырву вовне,
никогда вполне не стану его господином.
С криком рвётся, мучит, пронзает криком,
после отчу`ждится, станет другом бывшим,
и с порога мёрзлого, пламенеющий, тварный--
в стужу вечеров, куда иные вышли.
осень 38 г.
перевод с польского Терджимана Кырымлы
Оригинальный текст см. по сылке: http://www.baczynski.art.pl/wiersze/284-W.html
Ars Poetica
Wiersz jest we mnie zły, obcy, zły i nienawistny,
i pali moje noce gorejącym ogniem,
idzie przeze mnie tłumny, rozkrzyczany sobą
jak pochód ulicami niosący pochodnie.
Wiersz jest zły, nienawistny, chce rozerwać formę
(Jak to ciężko zakuwać wolnego w kajdany),
chociaż wydrę go z głębi palącego wnętrze,
nigdy całkiem nie będę jego władczym panem.
Z krzykiem szarpie się, męczy, aż strzeli wołaniem,
potem stanie się obcy, przyjaciel niedoszły,
stanie w progu zamarzłym, płonący, stworzony,
i pójdzie w mróz wieczorów tam, gdzie inne poszły.
jesień 38 r.
Krzysztof Kamil Baczyński
ID:
249581
Рубрика: Поезія, Лірика
дата надходження: 25.03.2011 20:57:53
© дата внесення змiн: 28.03.2011 16:23:00
автор: Терджиман Кырымлы
Вкажіть причину вашої скарги
|